Poza głuchą traw i zbóż równiną,
Gdzie szum morza płynie po cichutku,
Trzy ogromne wieże we mgle giną;
Jest to Brugia, wielkie miasto smutku.
Tak lubiłem te sczerniałe mury,
Te przerosić trzcinami kanały,
Wieże, które przez wieki do góry
Z modlitwami ludzkimi wzrastały.
I Madonny urocze a dziwne,
Które Memling robił w twardych szatach,
Takie czyste, bezwiedne a sztywne,
Jako lilie, kiedy staną w kwiatach.
I trwające w modłach panny święte
I aniołki, co grają na lutni,
Te z przeszłości twarze uśmiechnięte,
Których dziś szukają ludzie smutni.
Takem często chodził do nich w gości!
Ale dzisiaj boję się powrócić,
By z widmami pogodnej przeszłości
I własnego serca nie ocucić.