Noc jak bas.
Księżyc wysoko jak sopran,
gość u chmur ośnieżających drzewa —
zima, zima,
jaka tam zima!
skoro jak majowy słowik śpiewa.
Gdzieś wysoko ciemny wiatr przeleciał,
księżyc wszystkie drogi porozświecał,
wszystkie czernie w chmurach, szparach, wronach;
a tu droga przez las, przez noc, przez księżyc
i trzy dzwonki z końskiej uprzęży
dzwonią jak zapomniane imiona.
Srebrną drogę przebiegł srebrny zając.
Srebrny promień podkradł się pod sowę.
Sowa patrzy. A tu płatki śniegowe
z nieba na ziemie spadają.
Jaka tam sowa —
to także księżyc.
A śnieg się ustatkował
i położył się, i leży;
patrz: promieniowanie,
blask na śnie.
Ruszają się sanie.
Leży śnieg,
Za tobą, przed tobą
las i las.
Jak jabłko w ręku
czas.
Twarz. Cienie. Oczy. Z moimi zgasną.
To moja ręka. To twoja.
Rozłąka — ciemność. Twarz — jasność.
Twarz — twoja.
Twarz twoja. Dzwonki. Ze srebrnych łez.
Dzwonią. Daleko. Ciężko.
Twarz twoja mała. Twarz twoja jest.
Twarz twoja jest jak słoneczko.
Trzy dzwonki dzwonią. Imiona trzy.
Do domu jest niedaleczko.
Świerk strząsa śnieg na wesołe łzy.
Twarz twoja jest jak słoneczko.
Poroztwierał księżyc drogi wszystkie,
porozkładał swój niebieski ogień,
nasze sanie zima otoczyła,
pora wróbli i świecących okien.
Jadą sanie, cień drogami ciągnie:
skośny dyszel i czapka futrzana.
Wierzby straszą. śnieg skrzy się. Trójdzwonkiem
koń jak dzwonnik kuranty wydzwania.
*
Atramentem z serca mojego,
literą rzymską i grecką
wypiszę trzciną na śniegu:
twarz twoja jest jak słoneczko.
A wiosną — jaskrem wśród drogi.
A w lecie — chmurami w lecie.
Przeczytają pisanie ptaki.
i rozniosą. Po całym świecie.
A może i w inny czas,
w inne serca i w inne okna,
w czyjąś noc sierpniowa brzmiącą jak bas,
w księżyc, w księżyc, rozśpiewany jak sopran.