Palcem planety obracasz,
tchem — miliardowe gwichty
i twoja to sprawia praca,
ze kołuja złote jak nigdy.
Kwiaty posadzasz wesołe,
że pachnie w mym całym domie,
i róże, na róży pszczole,
na pszczole — słoneczny promień.
Gdy kończę pracę, to do mnie
przybliżasz się, niepojęta —
i uczę się astronomii
na twych gwiaździstych piętach;
i sen, jak pył szafirowy,
na śpiące usta się sypie,
na skrytą pierś do połowy,
na włosy koloru skrzypiec.
1931