Spłynął wolno przez ciche powietrzne ogromy,
Usiadł na skale, złożył skrzydła ciemno-płowe,
Pierś odął, dziób podnosząc wcisnął w barki głowę
I siedział zadumany, wielki, nieruchomy.
Patrzył w dół, świat mu w okrąg legł u stóp widomy —
Patrzył, a jego oczy w skrach błyskawicowe,
Treść całej orlej duszy miały i wymowę:
Patrzył spokojny, zimny na świata poziomy.
Tam — mógłby wulkan ziemię w nic obrócić całą,
Jemu-by jedno pióro w skrzydłach nie zadrgało —
I wiesz ty, wichroskrzydły, podsłoneczny ptaku,
Siedzący tam bez ruchu na tej skale twardej,
Czegoć więcej zazdroszczę, niż twych lotów szlaku?
Oto prawa do zimnej, spokojnej pogardy!