Wieczór majowy

Za ciche wzgórza słońce się zanurza
 Jaskrawe w mrocznej głębinie;
Z ciemniejącej ściany skał, powiew różany
 Odblasku spływa i ginie.

W toni przezroczej srebrnomodre oczy
 Otwiera wieczór majowy
I w mgieł aureoli opada powoli
 Na lasy, łany, dąbrowy.

Wyciąga ręce i ściera rumieńce
 Ostatnie z niebios rubieży,
A gdy w mroku zbledną, senną gwiazdę jedną,
 Jak lampę zapala w wieży.

Z za gór uboczy srebrny księżyc toczy
 W otęczy światła przymglonej
I światła mgławicą chmury wskroś się sycą
 I mgieł powiewne opony.

W górskiej dolinie pomroczą owinie
 Bór stary, odwiecznogłosy;
Na liściu paproci światełko rozzłoci
 Pod księżyc upadłej rosy.

Spływa ku łąkom i szepcącym dzwonkom
 Stula listeczki wilgotne;
Na zboczu urwistem wichrowym poświstem
 Kołysze jodły samotne.

Błędne ogniki rzuca na trawniki
 I na posępne bagniska
I z ponad miesiąca błędne gwiazdy strąca
 I kędyś w otchłań ciska.

Głowę swą kłoni na skrzydła tych woni,
 Co z kwiatów cicho się wznoszą,
I z wonnym powiewem zawisa nad krzewem
 Słowików słuchać z rozkoszą.

W ponure groty rzuca promień złoty
 Księżyca przez gąszcz i liście,
I pieśni słowicze w głusze tajemnicze
 Wsącza i brzmi w nich srebrzyście.

Gdy w ciemnej fali niebiosów zapali
 Gwiazd niezliczone kagańce,
Co świecą, jak łodzie na niezmiernej wodzie,
 Na świata płynące krańce:

Wówczas na sady, chaty i lewady
 Na wody, kwiaty i drzewa,
W mgławic aureoli opada powoli
 I zwolna z nocą się zlewa.

Czytaj dalej: Lubię, kiedy kobieta... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer