Młódź izraelska, świeże niosąc palmy,
a z Azafowych gęśli krzycząc psalmy,
zabiegła na trop Królowi wiecznemu,
dając cześć Boską w ciele obecnemu.
Sypały zaraz i obfite kwiatki
hierozolimskie na czoło Mu dziatki,
dokąd Go osieł nie doniósł do progu
poświęconego najwyższemu Bogu.
Niemniej i pobocz tłumy idąc drugie,
rózgi od drzewa oliwnego długie
słały na drogę pod kopyta ośle
i szaty, gdzie nie padły latorośle.
A jako słowik w zielonym więc gaju
słodkim zwykł gardłkiem głos rozpuścić w maju,
tak on wiek młody jednym tonem zgodnie
wynosił rytmy i spuszczał łagodnie.
„Dawidowemu osanna Synowi!
Osanna - wtórząc - co sam berło wznowi
i stolec Jego wywyższy na wieki
ani On puści z wiecznej go opieki.
Błogosławiony, co w imię Jehowy
idzie, dług za nas zapłacić gotowy!
Błogosławiony, bo czego nam z sobą
nie niesie ten Pan, jadąc swą Osobą?”
Córko syjońska, oto Król twój cichy
wjeżdża na twój gród na oślicy lich
czemuż nie zabrzmi miedź mu z blanków twoja,
aż twego dojdzie z pociechą podwoja?
Bo acz koń pod Nim nie krzyczy wspaniały
i wojska trąby nie prowadzą z działy
ani purpurą odziany On, ani
w telecie przed Nim dworzanie ubrani,
ale na podłym bydlęciu ubogi
spuścił tak bose i bez strzemion nogi,
a od promienia nie zakrywszy głowy,
prowadzi proste obok rybołowy.
W tym stroju przecię zwycięży świat hardy
i skruszy krzemień w dzikich sercach twardy,
obali i pnie nieżywe, a z Niego
pociągną słowa w krąg ziemię do Niego.
Jego się piekło nie oprze buławie
i świat na miękki
swawolne ciała pójdą wspak do złot
karności, za nią pójdą drugie cnoty.
Wjedźże szczęśliwie na Syjon ojczysty
w ten Twój dzień, Panie i nam uroczysty,
a w domu wiecznie króluj Jakóbowym,
karmiąc je głosem i obrokiem zdrowym.
A gdy podniesiesz chorągiew rumioną,
od niej dopiero Twoje wiatry wioną,
co Twe rozniosą od różanej zorze
imię, gdzie wpada dzienny cug za morze.