Na burych mgłach nad miastem jak okręt-widmo w chmurze
płynie pod błękitami Wawelu tron w purpurze.
Iglice wież kościołów w mżach błysków i rozjarzeń
majaczą, jak w kadzidłach, gotyckie relikwjarze.
Za czarnemi wieżami klasztoru na Bielanach
upadło na Anioł Pański słońce na kolana.
I w kornem pokajaniu uderza w ziemię czołem:
na zmierzchu mgły-fiolety Bóg prószy gwiazd popiołem.
A miasto przez opary poczyna mżyć światłami,
jak brylantowa kolja, wciśnięta w czerń-aksamit.
Bicze perel tryskają: lamp elektrycznych sznury.
Księżyc na piersiach nieba jak ryngraf lśni u góry.
Płynie hejnał marjacki Anielskiem Pozdrowieniem
wśród mgiel i gwiazd, jak wieków umarłych sen-westchnienie.