Szepczą kłosy pszeniczne: złotym szmerem prószą
w ćwierk świerszczy. — Szumią sennie niw złocistych fale.
Słychać ostry chrzęst sierpów i szelest powróseł.
Żarki sierpień na niebie złoty stos zapalił.
Żniwiarze się nurzają w szemrzących zatokach
pod chrzęstem nastroszonych pióropuszy kłosów:
twarze na brąz spalone, wparte w ściernie stopy
żylaste i ścięgniste, twarde stopy bose.
Bolą krzyże. — Pot ścieka smugami wzdłuż grzbietu.
Lepią się przepocone do pleców koszule.
— W pocie czoła pożywał będziesz człeku chleb twój —
każdy kęs krwią zaprawisz i trudem i bólem.
Szorstkie dłonie, pokłute od srebrzystych ostów
pod ostry księżyc sierpu garść za garścią garną —
na ściernisku pod słońce kładą złote mosty
z chrzęstnych kłosów i złotem dzwoniącego ziarna.
Wiążą snopy w szeleście skręcanych powróseł —
ustawiają w kopice: za dziesiątkiem dziesiątek.
Ziarno twarde z plew kłosu wyłuskujesz jak z łusek:
źrałe, ciężkie, złociste, jak dukaty dzwoniące.