Deszcz mży w szarym Śnie zmierzchu. — Smutek jakiejś stacji
i spojrzenie spłowiałe przez szyby wagonu.
Czas się jak nitka splątał i w pustce zahaczył
w sennem oczekiwaniu na pociąg spóźniony.
Szare pliszki na szynach skaczą w mży deszczowej.
Cisza sępi się w nudę jak życie bez marzeń.
Zmierzch osypał popiołem pochylone głowy,
szare pliszki i szare twarze kolejarzy.
Wagony towarowe jak mdłe dni żywota
odsunięte w niepamięć, w dal, na boczne tory —
żal je cichy i smutek w mgły zmierzchu omotał:
mżą w deszczowej omroce jak szare upiory.
A szyn klingi stalowe, wcięte srebrem w przestrzeń,
jak w zczerniałą twarz świętą Panny Częstochowskiej,
umarły, wyciągnięte w świat, w słońce i szczęście...
Toną w omgle zmierzchowej i deszczu łzach gorzkich.
Nad przestrzenią chłonącą serc i tęsknot strzępy
w jakąś zwykłą, zszarzałą, sierpniową niedzielę,
zabłąkał się w sen zmierzchu i jak kruk zasępił
szarousty spowiednik: zgorzkniały Popielec.