Kłaniam ci się ma ziemio z okna prostokątu
pędzącego pociągu — mieszczuch - neurastenik — —
Chłonę dal nieobjętych, sinych horyzontów —
słoneczną ciszę boskiej, radosnej przestrzeni — —
Na pęd, na wiatr chłodzący wychyliłem głowę,
włosy mi wiatr odgarnął znużonego czoła — —
Niesie mnie na przestworza rytm pieśni stalowej:
rozdzwoniony rozgłośnie kół żelazny chorał — —
Migają długie pola jak listki wachlarza,
wyciągnięte zagony falujące kłosem —
ówdzie wzgórek niewielki, pól garbaty karzeł,
ustrojony w dziewannę i różowy oset — —
Kopice siana sterczą, ni kokosu orzech.
rozcięty wpół, z skorupą nastroszoną szczecią — —
Gwizd parowozu łamie się echem po borze,
jak pokrzyki, jagody zbierających dzieci — —
Białe drogi i krzyże w koralach jarzębin —
ciche chaty — dym siwy idzie, prosto w górę —
bocian w wysokiem gnieździe — lot stada gołębi —
i studzienny, w cembrzynę chylący się żóraw — —
A nad tem wszystklem słowo olbrzymie „Ojczyzna”,
przez Boga w miljonów napisane sercach,
ten najświętszy ze wszystkich słoneczny talizman,
co dusze jak sakrament krzepi i uświęca — —
Hej! ziemio moja nad wszystkie miłowana w świecie —
tyle trza było nędzy, tułaczej niedoli —
tyle lat zmarnowanych gdzieś na obcych śmieciach,
tyle przytuleń piersi do cudzych jałowizn —
tyle nocy w strzeleckim przedumanych rowie —
byś wykwitła w marzeniach najcudniejszym rajem
między sercem a ciszą zasuniętych powiek —
ziemio moja ojczysta! kraju złotych bajek!