Niby królowa w złocistej koronie,
W szkarłatnym płaszczu gotyckiego tumu,
Stoisz, władczyni łaskawa dla tłumu,
Ku jego straży, chlubie i obronie.
Już na swym czole dźwigasz wieków siedem
I śmiało wznosisz się — na kształt proporca;
Ani się zgięłaś przed Hordą i Szwedem,
Ani cię srogi rozkruszył zaborca.
Nad miastem wiernie pełnisz czujną straż,
Jak cudny pomnik dawnej polskiej chwały; —
Jak pieśń zaklęta, co dzień Polsce grasz
Odwieczne, śpiewne, przedźwięczne hejnały...
Zegara dźwiękiem gwarzysz co godzina
Z samotną drużką — wieżycą ratusza;
A ona tobie, jak siostrzana dusza,
Jękiem odgwarza — i coś przypomina...
Jak pozdrowienie jakieś archanielskie
Nad całym miastem gwar ten się rozszerza,
Aż tam, gdzie wzgórze wznosi się wawelskie,
Śpiewa pospołu zegarowa wieża.
Myśl tedy płacze, pospołu — i gdzieżby
Pod nieba jasny wzlecieć chciała szczyt,
Jak ta Najświętsza, którą w swoje rzeźby
Zaklął arcymistrz — nieśmiertelny Wit.
O wieżo, wieżo! wieleż ci winienem
Chwil najcudniejszych w całym życiu moim!
Tyś dla mnie była zachwytów Edenem,
Tyś mnie darzyła ciszą i spokojem.
W twych nieskalanych kształtach i dziewiczych
Ja się kochałem, jako małe chłopię,
W twego oblicza rysach tajemniczych,
Co przeglądają się w błękitów stropie.
Z twych wielkich okien tak rozległy przecie
I tak cudowny widok był na świat...
O wieżo, wieżo, najpiękniejsza w świecie,
Ty ukochanie moich młodych lat!