Patrzaj, dziecino, jak na naszej lipie
już rój drobniuchnych listeczków się sypie;
wkrótce porzucą swych pączków osłonę
(jak dziatwa zrzuca zimowe futerka)
i błysną w słońcu, jasne i zielone. —
a na gałązkach ptaszyna zaćwierka.

Słoneczko cieple, swawolne i płoche
tak się zawzięło na Zimę-Kumochę,
że obrażona na tę nieuprzejmość
za siódmą górę wynosi się Jejmość,
ucieka żwawo z granic Europy,
bo ją wiosenka mocno parzy w stopy!

Czytaj dalej: Do krytyków - Julian Tuwim

Zobacz inne utwory Józefa Antoniego Birkenmajera