Poszedłem do Łazienek. Park królewski stary
Drzemał w słońcu i ciszy. Na zwierciedle wody
Wsparłszy białe, w marmurze wykowane schody,
Pałac lśnił przez zielone gęstych drzew konary.
A z drzew na białe barki nimf, na strojne panie,
Na przechodniów tłum barwny, gwarny, uśmiechnięty
Leciał gęsty liść żółty, przedwcześnie zwiędnięty,
Tu — gdzie niegdyś królowie mieli swe mieszkanie...
I tak mi się zdawało, że w tym parku słyszę,
Przez gwar rozmów idące i przez nieba ciszę,
Łkanie jakieś nieśmiałe, głuche, przytłumione
— Z drzew, czy z nieba, czy ziemi... Tłumy rozbawione
Snadź to drzewa, gdy wiatr je niewidzialny ruszy,
Płaczą tak... a bez echa w niewolników duszy?