Stał przed sądem, jak zbrodniarz, iż za czcią nędzarza
Śmiał się ująć, co skaran bez dowodów, skrycie,
Gdzieś na wyspie czartowskiej marne pędził życie...
Motłoch ryczał: Utopić! On armję znieważa!
Precz z nim! Armja podporą władzy i ołtarza!
Wara bodaj włos ruszyć na hełmowej kicie!
W nieomylność żołnierzy wierzymy niezbicie, —
Precz z zuchwalcem, co wątpić się o niej poważa!
Wielki pisarz, ostatni snadź człowiek, śród wrzasku
Stał niemy... W uszach dziwna brzmiała mu muzyka,
Głos niedawny: Niech żyje wolność, republika,
Sprawiedliwość!... Wzniósł dumnie oczy pełen blasku:
Czuł, że akt się rozgrywa tragedji żywota,
Której krwawy początek widziała — Golgota...