Leciał z zachodu rumak złotogrzywy
przez zamki, sioła i miasta i niwy;
w ogniach i błyskach, słońcach i piorunach,
w dymu obłokach i pożarów łunach
leciał i rżał; —
z pod kopyt iskry strzelały mu duże,
trzęsienie ziemi szło za nim i burze
i wichrów szał —
i krwawa światła wstającego zorza
nad lądy ciemne, nad zastygłe morza,
nad czoła skał,
nowy wieszcząca starej ziemi wschód —
a w zorzy okrzyk: ZA WOLNOŚĆ I LUD!
A gdzie koń zagrzmiał w miesięczne podkowy,
w proch się królewskie pochylały głowy,
trzęsły się turmy, burgi i więzienia,
pękały lochów odwieczne sklepienia
w nawale burz,
rwały się więzy, łańcuchy i pęta —
wiosna wolności szła po ziemi święta
w koronie z róż:
w grzmotach i gromach, w burzy i orkanie,
w ziemi trzęsieniu, w błysków huraganie
i w ryku mórz
jawił się wieku upragniony płód —
wschodziło słońce! — ZA WOLNOŚĆ I LUD!
Nad grodów zgliszcza, nad zwalone turmy
brzmiały straszliwe archanielskie surmy,
a dźwięk ich każdy był jak miecz i płomień,
żagiew rozruchów i taran rozgromień
i święta dzwon;
ospałych budził do życia i czynu,
skroń niewolników wieńczył w liść wawrzynu
na bój, na skon —
i grzmiał po świecie wielki i szeroki
w chmury — i wyżej — nad dymne obłoki
przed gwiezdny tron,
skąd Stwórca krwawy błogosławił trud,
słysząc dział modły — ZA WOLNOŚĆ I LUD!
*
O przebacz-że nam, Wiekuisty Panie,
że choć nam zsyłasz wolności zaranie,
my, bohaterów krwią tacy rozrzutni,
zgasnąć mu dajem i znów idziem smutni
w jarzma i cień,
że spać się kładziem na ich świeżym grobie,
w godzinę świtu i o rannej dobie
bez snów i drżeń;
że znowu martwe i głuche te błonia,
któreś tententem wstrząsnął Twego konia, —
że kona dzień,
co z za rozbitych lśnił przemocy wrót
w świetnym okrzyku — ZA WOLNOŚĆ I LUD!