Dwaj wędrowcy na widok ostrygi,
Którą fala rzuciła na piasek,
Wzrokiem ją pożerają, wskazują na migi,
Lecz gdy chcieli ją spożyć, przyszło do niesnasek.
Jeden schylił się po nią, drugi pchnął kompana.
"Nie rusz! - krzyknął - nie wiemy, komu jest pisana.
Sądzę, że kto ją pierwszy mógł dojrzeć z daleka,
Ten ją połknie na śniadanie,
A drugi niech z boku czeka."
"Jeśli tak, tedy, mój panie,
Mam oczy niczym sokół, widzę doskonale."
"Ja mam też nie gorsze wcale."
"Na Boga, ja dostrzegłem pierwszy, nie bądź sprzeką!"
"Tyś dostrzegł, ale ja ją poczułem daleko."
Właśnie tą porą
Nadchodzi Dobroradzki - na sędzię go biorą.
Ten małża otworzywszy, poważnie go chrupie
Przy obydwu asystentach,
Po czym do nich przemawia tonem prezydenta:
"Niech każdy bez opłaty wezmie po skorupie
Od sądu i niech odejść w pokoju pamięta."
Zważcie, ile to dzisiaj kosztują procesy,
Ile nędzy przynoszą rodzinie pieniaczej!
Dobroradzki pieniądze zgarnia do swej kiesy,
A pieniaczom zostawia wór i kij żebraczy.