Ponad skały i rzeczki
Pędził pasterz owieczki.
Gdy zeszło zorze
A ujzrzał morze,
Jak wspaniałe, dostojne,
Jak w zaciszu spokojne,
Jak się szkliniły po wodzie
Blaski słońca przy wschodzie -
Zakochał się w żywiole.
Więc rzekł: "Płynąć ja wolę
Niż się tułać po ziemi
Z owieczkami mojemi."
Przedał je więc i ze stratą,
A za to
Nakupował daktylów, na okręt zgromadził.
Płynął morzem, a gdy go wiatr przeciwny zdradził,
W złą chwilę
Stracil okręt i daktyle.
Więc do owiec nieborak; a gdy je pasł znowu,
Zoczył morze. Wspomniawszy na korzyść z obłowu,
Rzekł kłaniając się nisko raz, drugi i trzeci:
"Mówię to ipowtarzam z przysięgą wasześci,
Bądź jeszcze pozorniejsze,
Bądź jeszcze spokojniejsze,
Szklinij się, jak chcesz, w pogodzie
I w zachodzie, i w wschodzie;
Wiem ja, co cię łagodzi,
Wiem ja o co tu chodzi!
Chciałoby się daktylów?... Nie uda się sztuka!
Paniw morze! Ostrożny, kto się raz oszuka."