Patrz, Kasiu, jako gdy ciepła panują,
Jedwabną przędzę robaczkowie snują,
Jak żyją liściem, jak gęste osnowy
Puszczając, domek gotują grobowy.
To ja tak właśnie robię bez przestania,
I kręcę głową do mroku z zarania;
Liściem się karmię niepewny nadzieje,
Które twéj wietrzyk niełaski rozwieje,
Z myśli i z żądze nawinąwszy przędzę,
Różne z niej nici dowcipem swym pędzę.
I w tym dumaniu tak się bardzo topię,
Że trunę sobie kuję i grób kopię;
Potym jak i on co z pracą zbuduję,
Samże to zgryzę, sam że to popsuję.