Kazimiera Iłłakowiczówna - biografia, wiersze, twórczość

Kazimiera Iłłakowiczówna (urodzona 6 sierpnia 1892 w Wilnie, zmarła 16 lutego 1983) to polska poetka, prozaiczka i tłumaczka.

Kazimiera Iłłakowiczówna - biografia skrócona

Kazimiera Iłłakowiczówna przyszła na świat w Wilnie. Była nieślubną córką adwokata Klemensa Zana, syna bliskiego przyjaciela Adama Mickiewicza, poety, badacza minerałów i przyrodnika Tomasza Zana „Promienistego”, i nauczycielki języków, śpiewu i muzyki Barbary Iłłakowiczówny.

Po śmierci ojca (1889) i matki (1893) Kazimierę adoptował brat zmarłej, Jakub i jego żona Eugenia ze Stempkowskich Iłłakowiczowie. Przybrany ojciec niezbyt interesował się losem dziecka. Odpowiednią opieka i troską otoczyła je dopiero Zofia z Plater-Zyberków Buynowa. Program młodszych klas gimnazjum Iłłakowiczówna zrealizowała w domu, co roku zdawała w Dyneburgu egzaminy zaliczeniowe. W stolicy Królestwa Kongresowego uczyła się na pensji Cecylii Plater-Zyberek.

Debiutem Kazimiery Iłłakowiczówny był wiersz Jabłonie, który ukazał się w roku 1905 w Tygodniku Ilustrowanym (nr 24/1905). W tym samym czasie wyjechała do Szwajcarii. W Genewie uczyła się angielskiego i uczęszczała jako wolny słuchacz na wykłady na tamtejszym uniwersytecie. Została również prezesem studenckiej Bratniej Pomocy. W l. 1908-1909 Iłłakowiczówna studiowała na Oxfordzie, w przeznaczonym dla studentek-cudzoziemek College Norham Hall. By się utrzymać, pracowała, m.in. w Londynie, w oficynie wydawniczej Wilfreda Woynicha. Swe wiersze publikowała w l. 1908-1914 w piśmie Sfinks. Maturę zdała eksternistycznie w Petersburgu. W r. 1910 rozpoczęła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim (filologia angielska i polska). Absolutorium uzyskała już w r. 1914. W okresie studiów w Krakowie publikowała w Krytyce (l. 1913-1914). W r. 1912 ukazał się pierwszy zbiór poezji Iłłakowiczówny, Ikarowe loty. W tym okresie poznała Józefa Piłsudskiego i krąg działaczy patriotycznych skupionych wokół niego i Polskiej Partii Socjalistycznej.

Po wybuchu wojny, wstąpiła do czołówki sanitarnej działającej przy skupiającym polską szlachtę Wszechrosyjskim Związku Ziemskim; służbę sanitariuszki pełniła od r. 1915 do 1917 r. W latach 1917-1918 pracowała jako korektorka w drukarni w stolicy Rosji. Już w r. 1918 wróciła jednak do Warszawy. Niebawem została zatrudniona w MSZ. Od maja 1926 do r. 1935 pracowała w Ministerstwie Spraw Wojskowych jako osobisty sekretarz Piłsudskiego. Rozwijała przez cały ten czas swą twórczość literacką, publikując wiersze i przekłady na łamach Bluszczu (w l. 1918, 1921-1931, 1934-1939), Skamandra (1922, 1925, 1928, 1935), ukazującego się w Wilnie pisma Słowo (l. 1923-1939) a także Wiadomości Literackich (od r. 1925 do 1939), Gazety Polskiej (l. 1932-1939), Polski Zbrojnej (l. 1927-1936) oraz Kuriera Porannego (od 1933 do 1936 r.).

Już w r. 1917, w Piotrogrodzie, ukazały się tomiki Kolędy polskiej biedy oraz dedykowane Piłsudskiemu Trzy struny. Już w Polsce, w r. wydano 1922 Śmierć Feniksa. W r. 1926 do księgarni trafiły cykl humorystycznych „charakterów” Obrazy imion wróżebne oraz tomik Połów, rok później Płaczący ptak, następnie Zwierciadło nocy (1928), w r. 1930 tomik Popiół i perły. W r. 1934 ukazały się Ballady bohaterskie, natomiast w r. 1936 Słowik litewski. W związku z pracą u boku Józefa Piłsudskiego opublikowała wydane w r. 1938 wspomnienia Ścieżka obok drogi. W r. 1936 ukazały się Wiersze o Marszałku Piłsudskim 1912-1935.

W r. 1930 Kazimiera Iłłakowiczówna otrzymała za swą twórczość poetycką nagrodę literacką Miasta Wilna. Choć została powołana na członka Polskiej Akademii Literatury, odmówiła przyjęcia wyboru. W r. 1935 otrzymała Złoty Wawrzyn PAL oraz Państwową Nagrodę Literacką. Rok później wróciła do pracy w resorcie spraw zagranicznych. W tym samym okresie Pisarka została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Należała do polskiego PEN Clubu.

We wrześniu roku 1939 Iłłakowiczówna została podobnie jak pozostali pracownicy MSZ ewakuowana do Rumunii. Przebywała w Siedmiogrodzie, w mieście Kluż (rum. Cluj, węg. Koloszvar). Utrzymywała się z prywatnych lekcji języków obcych, publikując równocześnie wiele przekładów poetyckich i wierszy, m.in. w ukazującej się w stolicy Rumunii Nowej Polsce (1940 r.) oraz wydawanych w Budapeszcie Wieściach Polskich (lata 1940-1944), Naszej Świetlicy – Materiałach Obozowych (od 1941 do 1942 r.) a także Tygodniku Polskim (lata 1943-1944). W r. 1941 otrzymała I nagrodę w konkursie na utwory literackie powstałe na uchodźstwie zorganizowanym przez Komisję Kulturalno-Oświatową działającą przy Komitecie Obywatelskim dla Spraw Opieki nad Uchodźcami Polskimi na Węgrzech.

Dzięki pomocy Tuwima Pisarka powróciła do Polski w r. 1947. Z początku liczyła na powrót do pracy w administracji państwowej, jednak w nowej rzeczywistości nadzieje te szybko okazały się płonne. Wobec tego, zdecydowała się na zamieszkanie w Poznaniu. Zajmowała się tam pracą literacką i udzielaniem lekcji języków obcych (było to jej główne, często jedyne, źródło utrzymania). Była stale obserwowana przez Urząd Bezpieczeństwa. W r. 1948 reaktywowano ją w prawach członka polskiego PEN Clubu.

Dramaty, wspomnienia, wiersze oraz przekłady prozy i poezji z niemieckiego, angielskiego, rosyjskiego, rumuńskiego i węgierskiego ukazywały się m.in. w czasopiśmie Dziś i jutro (lata 1945-1953), w Tygodniku Powszechnym (l. 1945-56, 1974-1976), w Nowej Kulturze (od r. 1954 do 1963), Wrocławskim Tygodniku Katolików (l. 1954-1973) oraz Życiu Literackim (l. 1954-1974). Ponadto, Iłłakowiczówna przez wiele lat publikowała w Przewodniku Katolickim (od r. 1956 do 1973), Za i przeciw (lata 1958-1980) oraz Poezji (od r. 1965 do 1983). Jej utwory ukazywały się również w emigracyjnej, wydawanej w Londynie, Oficynie Poetów (l. 1966-1976) oraz katolickim piśmie W drodze (l. 1974-1976 oraz 1983).

W czasach PRL ukazały się zbiory liryki Poezje 1940-1954 (1954 r.), Lekkomyślne serce  z r. 1959, a także Szeptem z r. 1966. Oprócz tego, Iłłakowiczówna publikowała wybory poezji: m.in. Wiersze wybrane 1912-1947 z r. 1949; wydany w r. 1956 Wybór wierszy; Liście i posągi wydane w r. 1968 a także Odejście w tło z r. 1976 oraz Sługi nieużyteczne (1977). Kazimiera Iłłakowiczówna to także autorka poezji dla najmłodszych (m.in. tomiki Rymy dziecięce z r. 1923 oraz Wiersze dziecięce wydane w r. 1959).

W r. 1957 Pisarka wydała również tom prozy poetyckiej i wspomnieniowej Z rozbitego fotoplastykonu, a następnie zbiory wspomnień i szkiców literackich Niewczesne wynurzenia oraz Trazymeński zając (odpowiednio: r. 1958 i 1968). W r. 1969 ukazał się zbiór dramatów historycznych i współczesnych Rzeczy sceniczne.

Już w r. 1954 Iłłakowiczówna została nagrodzona za przekłady z literatur obcych przez Polski PEN Club. Dwa lata później, w r. 1956, otrzymała nagrodę Miasta Poznania za całokształt twórczości poetyckiej. W r. 1966 została laureatką nagrody nowojorskiej Fundacji Alfreda Jurzykowskiego. Rok później ponownie otrzymała nagrodę Miasta Poznania, tym razem za osiągnięcia na polu upowszechniania kultury. Również w r. 1967 została laureatką nagrody Ministra Kultury i Sztuki I Stopnia. Cztery lata później, w r. 1971 nagrodziła ją za całokształt twórczości ukazująca się w Paryżu emigracyjna Kultura. Rok później, Poetka otrzymała nagrodę im. Jana Kasprowicza, zaś cztery lata później Nagrodę Państwową I Stopnia. W roku 1981 została również laureatką nagrody im. Brata Alberta. 7 grudnia 1981 r. Kazimiera Iłłakowiczówna została doktorem honoris causa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W r. 1974 Pisarka została odznaczona Krzyżem Komandorskim, zaś w r. 1981 Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Oprócz tego, otrzymała ordery zagraniczne: Komandorię Korony Rumuńskiej, Krzyż Legii Honorowej oraz Złoty Order Pracy Węgierskiej Republiki Ludowej (za przekłady literatury węgierskiej).

Kazimiera Iłłakowiczówna zmarła 16 lutego 1983 r. w Poznaniu. Zgodnie ze swym życzeniem, spoczywa na warszawskich Powązkach.

W domu przy ul. Gajowej w Poznaniu działa izba muzealna. W r. 1984 odsłonięto tablicę pamiątkową, znajdującą się w krużganku kościoła Dominikanów w Poznaniu.

Kazimiera Iłłakowiczówna: „Był człowiek wolny jak duch, był człowiek samotny jak obłok”

Dzieciństwo i wczesna młodość

Kazimiera Iłłakowiczówna urodziła się 6 VIII 1888 r. w Wilnie (wg. kalendarza juliańskiego, tzw. starego stylu, zgodnie z kalendarzem gregoriańskim było to trzynaście dni później, 19 VIII). Zwróćmy uwagę, że świadectwo ukończenia gimnazjum w Petersburgu podaje nieprawdziwą datę 6 V 1889. Chrzest przyjęła dopiero 19 lutego (2 marca kalendarza gregoriańskiego czyli „nowego stylu”) roku 1893, w kościele pod wezwaniem Ducha Świętego w Wilnie. Niektóre opracowania podają, że Pisarka przyszła na świat w r. 1892, co ze względu na datę śmierci ojca jest niemożliwe (A. Kijas, Iłłakowiczówna Kazimiera, ИЛЛАКОВИЧУВНА (ИЛЛАКОВИЧ) КАЗИМИРА, 16 IV 2016 https://www.polskipetersburg.pl/hasla/illakowiczowna-kazimiera (dostęp: 10.02.2024)).

Była jedną z dwojga nieślubnych córek utrzymującej się lekcji języków, śpiewu i muzyki Barbary Iłłakowiczówny i żonatego, mającego czworo dzieci z „prawego łoża”, adwokata Klemensa Saby Zana (1852-1889), wnuka przyjaciela autora Pana Tadeusza, Tomasza Zana „Promienistego” (1796-1855). Pisarka wspominała, że „mama była bardzo niezamożna (…) dawała lekcje i z tego żyłyśmy we trzy, ze starą niańką Kazimierzową. Nasza matka umiała po niemiecku, po francusku, po rosyjsku, po grecku [chodzi o grekę klasyczną] i po łacinie (za: J. Ratajczak, Lekcje u Iłłakowiczówny, KAW, Poznań 1986, s. 6-7).

Matka zmarła w r. 1893, cztery lata wcześniej Klemens Zan, członek konspiracyjnej organizacji antycarskiej „Ziemla i Wola” („Ziemia i Wolność”), zginął od strzału z rewolweru, gdy pociąg, którym jechał, znalazł się w tunelu (J. Ratajczak, Lekcje…, op.cit., s. 7). Osierocone dziewczynki rozdzielono. Siostra, nosząca imię po matce, trafiła do rodziny kuzynki matki, Barbary Wołk, de domo Jasiewicz. Kazimierę przysposobił brat zmarłej matki, zawodowy oficer Jakub Iłłakowicz (stąd „maskujące” naturalne pochodzenie nazwisko Pisarki). O ile wiemy, przybrany ojciec wychowaniem dziecka nie zajmował się praktycznie wcale, powierzając obowiązki ojca ordynansom (ibidem, s. 8). Ostatecznie losem sieroty zainteresowała się pochodząca ze znamienitego rodu Zyberk-Platerów Zofia Buyno (1847-1900). Właśnie ona stała się przybraną matką przyszłej autorki Ikarowych lotów.

Iłłakowiczówna program pierwszych klas gimnazjalnych realizowała w domu, zdając egzaminy eksternistyczne w Dyneburgu (dziś Daugawpils na Łotwie). Następnie uczyła się w Warszawie, na pensji dla panien prowadzonej przez Cecylię Zyberk-Plater, zaś od r. 1905 w gimnazjum żeńskim Sióstr Miłosierdzia w stolicy Rosji, Petersburgu. Świadectwo ukończenia tej szkoły otrzymała 30 maja (12 czerwca) 1907 r. (A. Kijas, op.cit., który zauważa, że na decyzję o nauce w Petersburgu mógł mieć przyjaciel rodziny, pochodzący z lezącego w Inflantach Krasławia proboszcz petersburskiego kościoła pod wezwaniem św. Katarzyny, ks. Konstanty Budkiewicz, któremu Poetka dedykowała w r. 1927 Opowieść o moskiewskim męczeństwie; wpłynąć na wybór szkoły mógł też spokrewniony z Zyberk-Platerami ks. Edward Ropp, późniejszy łaciński biskup Mohylewa). Jeszcze w r. 1905 miał miejsce debiut w prasie: na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”, w numerze 24/1905 ukazał się wiersz Jabłonie.

Po latach Pisarka wspomniała, że „uciekła” do miasta Piotra Wielkiego, gdzie namiętnie dyskutowała z robotnikami produkujących m.in. wozy pancerne Zakładów Putiłowskich o poezji (!). Pomoc finansowa przybranej matki pozwoliła na studia zagraniczne w Genewie (Kazimiera poznała tam rosyjskich anarchistów, była też prezes polskiej Bratniej Pomocy) i na Oksfordzie, w przeznaczonym dla cudzoziemek Northam Hall. Celem edukacji było dobre poznanie języka, literatury i dziejów Anglii (zob. zdjęcie oksfordzkiego certyfikatu studium języka angielskiego dla cudzoziemców w Lekcjach… Ratajczaka (fotografia nr 6) lub w Ille J. Kuciel-Frydryszak na s. 73). Nie miała jeszcze matury, którą uzyskała dopiero w r. 1910, w Petersburgu. Mimo pomocy Zofii Buyno, w Anglii Pisarka sama zarabiała na swe utrzymanie, m.in. w wydawnictwie dalekiego krewnego Wilfrieda Woynicha; nie stroniła od pracy fizycznej, np. sprzątania (J. Ratajczak, op.cit., s. 10-11).

Kraków i spotkanie z Piłsudskim

Od r. 1910 aż do wybuchu wojny w r. 1914 Kazimiera Iłłakowiczówna studiowała w pełnym wymierzę na Uniwersytecie Jagiellońskim filologię angielską i polską, oba kierunki ukończyła.

W czasie studiów poznała przez swą siostrę, Barbarę, Józefa Piłsudskiego i jego żonę (M. Klecel, Poetka wielu epok. Kazimiera Iłłakowiczówna (1889-1983), Biuletyn IPN 7-8/2019, s. 180). W ich mieszkaniu przy ulicy Szlak Barbara „zajmowała pokoik, jeden z trzech (…), z których składało się mieszkanie [państwa] Józefostwa Piłsudskich; przychodziłam tam ją odwiedzać” (K. Iłłakowiczówna, Ścieżka obok drogi, Wyd. Rój, Warszawa 1939 (reprint 1989), s. 19). Iłłakowiczówna pisała, że w domu tym nigdy nie brakowało gości. Poznała tam m.in. przyszłych premierów Walerego Sławka i Aleksandra Prystora, działacza socjalistycznego i dyplomatę Witolda Jodko-Narkiewicza, historyka i dyplomatę Michała Sokolnickiego oraz jednego z przywódców Polskiej Partii Socjalistycznej, publicystę, ministra i ambasadora Polski w USA, Tytusa Filipowicza. Po latach żartobliwie pisała, że „wolno było [jej] pętać się [w mieszkaniu] na Szlaku jako obłaskawionemu, lecz obcemu, zwierzątku” podczas gdy siostra, Barbara, „żyła głęboko życiem domu, służąc swym piórem i zdolnościami językowi Marszałkowi w jego pracach wojskowych” (Ścieżka…, s. 20). Iłłakowiczówna podkreślała, że od Piłsudskiego „promieniowała dobroć ojcowska, łagodność zupełnie nasza, litewska, wileńska. W stosunku [do Poetki – sieroty po ciężkich doświadczeniach dzieciństwa i wczesnej młodości] miał tylko wyrozumiałość (ibidem).

Podczas pobytu w Londynie Poetka dowiedziała się od męża Marii Dąbrowskiej, dziennikarza Mariana Dąbrowskiego, że Józef Piłsudski zajmuje się organizacją kadr wojskowych – zaczątku armii niepodległej Polski, była przekonana, że chodzi o organizację powstania (Ścieżka…, s. 39). W dobrej wierze zaproponowała, że zostanie jego adiutantem przyszłego Marszałka, pisząc w pierwszym swym liście do niego: „Pan przygotowuje powstanie, [ja zaś] należę do związku bojowego, założonego przez Pana ludzi, uczę się strzelać. (…) Proszę, bym z chwilą wybuchu powstania została Pańskim adiutantem. (za: Ścieżka…, s. 40). Do listu Pisarka dołączyła mający być hymnem formacji tworzonych przez Piłsudskiego wiersz Trzy struny.

Piłsudski odpowiedział odmownie. W dość długim liście „na półtora arkusza” wyjaśnił, że nie jest zwolennikiem służby kobiet w wojsku, podkreślając jednak, że „jego zdaniem nie ma granic, do czego może dojść jednostka, która wie czego chce, wytrwała i silna” (Ścieżka..., s. 41). Trzy struny nie stały się nigdy hymnem legionów (M. Klecel, op.cit., s. 180). Z uczenia się strzelania również nie wyszło zbyt wiele. Okazało się, że Iłłakowiczówna „do rewolweru za słabą [miała] rękę, z karabinu [co prawda] strzelała celnie, ale leżąc na ziemi, z bronią opartą o coś (…)”. Kiedy odmówiła strzelania do gołębi, jej strzelecki „rozwój został zabójczo zahamowany”. Nauczyciel, Anglik, usłyszawszy, że Pisarka ćwiczy posługiwanie się bronią by strzelać do Moskali, którzy przecież nie latają, przeraził się niezmiernie. Dalsza nauka nie miała sensu (Ścieżka…, s. 41).

Jeszcze w trakcie studiów, w r. 1912, w Krakowie, ukazał się debiutancki tom poezji Ikarowe loty. Spotkał się on ze sporym zainteresowaniem i pozytywnymi recenzjami wielu krytyków, m.in. Adama Grzymały-Siedleckiego i Stanisława Lama. Jasne było, że pojawiła się poetka utalentowana, znacząca, z wielkim potencjałem. Warto dodać, że Ikarowe loty i wiele kolejnych książek były podpisywane nazwiskiem „K. Iłłakowicz”. Dzięki temu Autorka nie ujawniała szerszemu gronu czytelników swej płci, jednak często powstawały nieporozumienia. W związku z nimi zrodziła się zabawna anegdota, której bohaterem był bardzo ceniony przez Iłłakowiczównę Stefan Żeromski. Gdy przedstawiono mu młodą Pisarkę, miał z wielkim zaskoczeniem rzec „Mój Boże, Iłłakowicz jest kobietą” (za: M. Klecel, op.cit., s. 180).

Upadek dawnego porządku

Absolutorium Pisarka zdążyła uzyskać jeszcze przed wybuchem wojny. Lato r. 1914 spędzała na Litwie, pod Dyneburgiem na Łotwie i w należącym do Plater-Zyberków domu pod Piotrogrodem. Co prawda nie miała kontaktu z działającym w sojuszu z Państwami Centralnymi obozem przystępującego do formowania Legionów Józefa Piłsudskiego, jednak „pozostał [jej] rozpęd wojskowy, zaszczepiony [jeszcze] w Krakowie i w Londynie” (Ścieżka…, s. 47-48).

W grudniu roku 1914 Iłłakowiczówna rozpoczęła współpracę z kierowanym przez księcia Zdzisława Lubomirskiego Polskim Komitetem Pomocy Sanitarnej. Wkrótce wróciła do stolicy Rosji. W styczniu 1915 jako siostra miłosierdzia była już na froncie, w kolumnie Wszechrosyjskiego Związku Ziemskiego (Всероссийский земский союз). Służyła w złożonym z Polaków 6. Oddziale Sanitarnym, tzw. czołówce, dowodzonym przez prawnika i polityka, członka Komitetu Narodowego Polskiego Józefa Wielowieyskiego. Oddziałowi patronowała pochodząca z rodu hrabiów Krasińskich księżna Franciszka Woroniecka (A. Kijas, Iłłakowiczówna…, op.cit.).

Czołówki sanitarne były tworzone przez Polaków żyjących w zaborze rosyjskim, czy to pozytywnie nastawionych do Rosjan, czy to opierających się na kalkulacjach Realpolitik, przekonanych, że przyszłość Polski jako samodzielnego kraju jest zależna od zwycięstwa Ententy. W skład każdej czołówki wchodził lekarz, siedem sióstr, ok. setki sanitariuszy i cztery osoby zajmujące się sprawami administracyjnymi (M. Klecel, op.cit., s. 181). W Zającu trazymeńskim Iłłakowiczówna podkreślała, że dla „olbrzymiej masy żołnierskiej pracowało się (…) ochotniczo, dzieło się z nimi niewygody i niebezpieczeństwa [pamiętajmy o żniwie zbieranym przez szrapnele i karabiny maszynowe, vide losy przyjaciół Tolkiena – RM], winni byli nam za to pomoc i opiekę. Bardzo charakterystyczne, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę napastowanie, rabunki albo gwałty, jest stwierdzenie, że „jak to było z innymi formacjami sióstr [chyba w kontekście wspomnianej „pomocy i opieki”? – RM], nie wiem, nas to nigdy nie zawiodło (…) (cyt. za: M. Klecel loc.cit.).

Latem 1916 r., w Mińsku, Kazimiera Iłłakowiczówna ciężko zachorowała na czerwonkę (dezynterię). Życie ocalił jej żydowski lekarz i prawosławna zakonnica (A. Kijas, op.cit.). Zajmowały się nią także Maryncia (Maria) i Lila, siostry malarza Józefa Czapskiego. Właśnie one zapewniły Poetce specjalną opiekę pielęgniarską w barakach dla chorych na cholerę oficerów rosyjskich (M. Klecel, op.cit., s. 182). Po wyzdrowieniu Pisarka nawróciła się.

Wkrótce skierowano ją na kurację do Piotrogrodu, gdzie gościli ją Paweł i Zofia Kochańscy, następnie przebywała w sanatorium w Finlandii (jeszcze podporządkowanej Rosji) i na Krymie. Poprawa zdrowia pozwoliła na wizytę w leżącej pod Dyneburgiem rezydencji Platerów Wabola (łotewskie Vabole). Na rekonwalescencji w stolicy chylącego się ku upadkowi imperium przebywał także Stanisław Ignacy Witkiewicz, ciężko ranny w bitwie nad Stochodem.

W styczniu r. 1917, po formalnym zakończeniu służby w czołówce sanitarnej, Pisarka zamieszkała w Piotrogrodzie i zaczęła pracę w polskiej drukarni przy redakcji i korekcie. Za swą służbę frontową otrzymała rosyjskie odznaczenia: Srebrny Medal św. Anny oraz Złoty i Srebrnym Medal św. Jerzego za waleczność. Należała do Stowarzyszenia Studentek Polek „Spójnia”, w ramach którego organizowała wzorowane na angielskich (debaty oksfordzkie!) kluby dyskusyjne (A. Kijas, op.cit.). Rozpoczęła także współpracę z „Dziennikiem Petrogradzkim” Aleksandra Babiańskiego i pismem Aleksandra Lednickiego „Echo Polskie”. Pisywała ponadto do „Pracy” – czasopisma należącego do Chrześcijańskiego Związku Demokratycznego (ibidem). Stale sympatyzowała z ruchem niepodległościowym i wojskowym kierowanym przez poznanego jeszcze w r. 1911 w Krakowie Józefa Piłsudskiego.

W r. 1917, w Petersburgu, ukazały się dwa zbiory wierszy: Kolędy polskiej biedy. W wigilię powrotu oraz dedykowane Komendantowi Legionów Trzy struny. Również w r. 1917 Iłłakowiczówna napisała krążący w anonimowych odpisach jeszcze w latach 1939-1945 wiersz Matka Boska Wojenna (A. Kijas, op.cit.). W stolicy Rosji powstała także Bajeczna opowieść o królewiczu La-Fi-Czaniu, o żołnierzu Soju i dziewczynce Kio. Była to książka dla dzieci, z okładką zaprojektowaną przez Witkacego. Ukazała się już w Warszawie, własnym nakładem Iłłakowiczówny (ibidem).

Piotrogród Poetka opuściła we wrześniu roku 1918. Pomógł jej w tym działacz Klubu Robotniczego „Promień” Władysław Matuszewski (A. Kijas, op.cit.). Dużym ułatwieniem okazała się także przepustka powołanej przez Niemców dla Królestwa Polskiego Rady Regencyjnej. Oprócz tego, jeden z niezbędnych w wojennych warunkach stempli na dokumencie przybił polski bolszewik Bolesław Matuszewski. Wbrew partyjnym nakazom rewolucyjnej czujności, niczego nie sprawdzał, nie baczył na formalności. Do bladych z przerażenia Polaków - „burżujów” i „wyzyskiwaczy” powiedział, że Pisarka „może jechać zaraz [gdyż] zawsze pracowała dla polskiego robotnika, nie tak jak wy” (Ścieżka…, s. 55). Okazało się, że Matuszewski pamiętał, że jako licealistka Iłłakowiczówna miała radykalne, socjalistyczne poglądy. Przez linię frontową ustaloną rozejmem brzeskim przedostała się cała i bezpieczna.

W służbie Rzeczypospolitej

W stolicy odradzającej się Polski Poetka znalazła się w sierpniu roku 1918. Nie miała żadnego majątku ani środków do życia. Konwojował ją niemiecki podoficer, który zwrócił uwagę na mundur siostry miłosierdzia ozdobiony medalami. Żołnierz pozwolił uciec Pisarce zanim konwój dotarł do przeznaczonego na kwarantannę obozu dla repatriantów z Rosji (Ścieżka…, s. 55-56). Tydzień po przyjeździe Piłsudskiego do Warszawy, 18 XI 1918 r. Iłłakowiczówna została jednym z sekretarzy pracujących w gabinecie ministra spraw zagranicznych, znanego jej z czasów wizyt w mieszkaniu Piłsudskich w Krakowie Tytusa Filipowicza. Wspominała, że w stołecznym Pałacu Kronenberga redagowała wraz z innymi urzędnikami MSZ skierowaną do zwycięskich mocarstw depeszę dyplomatyczną, w której notyfikowano powstanie niepodległej Polski. Mimo znajomości francuskiego, jąkała się ze strachu, wystukując dwoma palcami projekt wiadomości na nieznanym jej dotychczas urządzeniu – maszynie do pisania (Ścieżka…, s. 56).

Wraz z pozostałymi pracownikami resortu spraw zagranicznych, Iłłakowiczówna z wielkim zaangażowaniem kształtowała funkcjonowanie urzędu, organizując tym samym efektywne struktury władzy odrodzonej Rzeczypospolitej. Wszyscy byli przepełnieni pomysłami i entuzjazmem, niczym zabierający się do budowy obozu harcerze (M. Klecel, op.cit., s. 182-3).

Mimo pracy w ministerstwie, Pisarka nie orientowała się zbyt dobrze w sprawach politycznych. Często była zaskoczona postawami poszczególnych polityków i deklaracjami partyjnymi. Dziwiła ją także decyzja Marszałka, który nie ubiegał się o prezydenturę. Stała się również świadkiem zastrzelenia prezydenta Gabriela Narutowicza przez Eligiusza Niewiadomskiego 16 XII 1922 r. Była wtedy – po raz pierwszy w życiu – na wernisażu, na który poszła pod wrażeniem ekscesów towarzyszących zaprzysiężeniu Narutowicza. Stała w westybulu z innymi osobami czekającymi na prezydenta. Mówiła, że w tłumie ktoś znów może łatwo znieważyć głowę państwa.

Gdy Narutowicz wszedł do budynku, tłum ruszył za nim, idąc po schodach, jednak Iłłakowiczówna weszła wraz z malarzem a jednocześnie pracownikiem MSZ Janem Henrykiem Rosenem do sali na wprost schodów. Usłyszeli „trzy suche, ciche strzały”. Pisarkę – byłą sanitariuszkę – wezwano do udzielenia pierwszej pomocy. Prezydent był podtrzymywany przez kilka osób w pozycji półleżącej, u jego stóp, na krześle siedział Niewiadomski. Oficer trzymał jego skręcone w tył łokcie. Iłłakowiczówna poprosiła, by zamachowca zabrano do innej sali. Obecny na wernisażu lekarz zapewnił, że Narutowicz zginał od razu. Pisarkę ogarnęła jednak „wielka troska o wygląd twarzy zabitego Prezydenta. Zamknęł[a] mu oczy i zawiązał[a] twarz białym szalikiem” (Wspomnienie o Prezydencie Narutowiczu, „Gazeta Polska” 16. XII 1932 r. [w:] Ścieżka…, s. 73-78). 

Po przewrocie majowym

Po powrocie do władzy w r. 1926, Józef Piłsudski wezwał (formalnie jedynie zaprosił) Iłłakowiczównę do rozpoczęcia pracy w resorcie spraw wojskowych. Jak z czasem podkreślał Marszałek, Poetka miała zostać jego asystentką, nie zaś jedynie sekretarką (M. Klecel, op.cit., s. 184). Zaproszenie nie zostało przyjęte od razu, przez dłuższy czas jego adresatka nie chciała rezygnować z pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i przenosić się do służby wojskowej, której nie znała (mogła co najwyżej mieć niezbyt dobre wspomnienia z wojny światowej i rewolucji w Rosji).

W swych wspomnieniach opisała swoiste „pertraktacje” z Piłsudskim, zapewne nieco wzbogacone od strony literackiej (ibidem). M.in. wskazywała, że nie nadaje się na asystentkę bo jest konserwatystką, osobą głęboko wierzącą, regularnie przystępującą do spowiedzi itp. Piłsudski zbywał te argumenty, traktując je jako kokieterię albo rodzaj gry, jednak gdy Pisarka jako próbowała uzasadnić odmowę swym brakiem sympatii dla wojska, stwierdził, że „to źle, to bardzo źle. To polska zła cecha (…). Wojsko to najlepsze co u nas może być, a ty ośmielasz się nie lubić (Ścieżka…, s. 126). Ostatecznie Iłłakowiczówna propozycję przyjęła i zaczęła pracę w gmachu Ministerstwa Spraw Wojskowych przy ul. Królewskiej.

Zajmowała się m.in. prowadzeniem korespondencji i przyjmowaniem gości. Można powiedzieć, że była w pewnym sensie gospodynią w gabinecie Marszałka. Jej zadaniem było także wprowadzanie choć odrobiny ciepła i uroku w surowe, wojskowe środowisko (M. Klecel, op.cit., s. 184). Jedną z pierwszych zawodowych prób była wizyta znanego Iłłakowiczównie jeszcze ze Szwajcarii prezydenta Ignacego Mościckiego. Potem było już łatwiej, chociaż wyzwaniem okazała się bardzo obszerna, pochłaniająca czas i męcząca wzrok, korespondencja. Dzień w dzień wpływało co najmniej kilka podań (ibidem). Masa listów nadchodziła też np. z okazji imienin Komendanta czy jego wyjazdów zagranicznych, np. na Maderę w r. 1931. W wielu listach znajdowały się prośby, do których Iłłakowiczówna podchodziła przyjaźnie. Dzięki temu Piłsudski został ojcem chrzestnym (oczywiście „na odległość” i pośrednio) kilkorga dzieci (M. Klecel, op.cit., s. 185).

Bycie asystentką Marszałka budziło rozmaite domysły i plotki, z czego Iłłakowiczówna zdawała sobie bardzo dobrze sprawę. Powiadano nawet, że „ma już rangę wojskową, w razie pogrzebu [będzie pochowana] z orkiestra wojskową”, a jedna z ciotek przestrzegała, że „atmosfera wokół [Pisarki] jest dziwnie niebezpieczna” (Ścieżka…, s. 250)

Swego czasu otrzymała od Piłsudskiego „misję prasową”. Chodziło o przepisanie jego artykułu i spróbowanie znalezienia dlań wydawcy. Iłłakowiczówna zapytała, jakiego honorarium żąda. Okazało się, że aż ośmiu tysięcy złotych. Dwie redakcje, do których zadzwoniła, zlękły się, gdy usłyszały tę kwotę, jednak „Kurier Poranny” bez wahania podjął się druku, uznając wysokie honorarium za rzecz zrozumiałą (M. Klecel, op.cit., s. 185-186). Wróciwszy z redakcji „Kuriera” do Ministerstwa Spraw Wojskowych, Pisarka położyła wypchaną pieniędzmi kopertę przez Marszałkiem, który roześmiał się wesoło. Okazało się, że suma 8 000 zł to należność za wszystkie artykuły opublikowane przezeń na łamach „Kuriera Porannego”, przeznaczona na pomoc ubogim (Ścieżka…, s. 281-283).

Co prawda Piłsudski nie zgodził się na powrót swej asystentki do MSZ, gdzie mniej było pracy biurowej, jednak z czasem zaczął godzić się na wyjazdy zagraniczne. Były to swoiste misje dyplomatyczne (dziś pewnie powiedzielibyśmy: wizerunkowe), gdyż Pisarka wygłaszała prelekcje na temat Polski w różnych krajach europejskich. Nie oznaczało to zwolnienia od pozostałych obowiązków zawodowych (M. Klecel, op.cit., s. 186). Wygłaszanie prelekcji rozpoczęło się pod koniec lat 20., trwało aż do wybuchu II wojny światowej. Odczyty odbyły się m.in. w Londynie, Genewie, Kopenhadze i Pradze.

Iłłakowiczówna dostrzegła, że w każdym z tych miast jest wielu Polaków pracujących jako robotnicy czy rzemieślnicy, którzy bardzo pragną usłyszeć parę słów o ojczyźnie. Obmyśliła zatem specjalną formułę odczytów polskich, tzw. recytacji. Napisane w prosty, przystępny sposób wiersze publicystyczne (sporo o Piłsudskim) i religijne przeplatała opowieścią o rodzinnym kraju. Wbrew pozorom, wygłaszanie odczytów nie było zawsze zadaniem łatwym. W wielu krajach zachodnich Polska była krajem nowym i nieznanym, żywe były stereotypy o Polakach jako konserwatystach – katolickich bigotach, antysemitach rządzonych przez dyktatora Piłsudskiego (ibidem).

Gdy zabrakło Marszałka

Śmierć Józefa Piłsudskiego 12 V 1935 t. zastała Poetkę w Rzymie. Do kraju wróciła dzień przed uroczystościami pogrzebowymi. Dostała co prawda przepustkę do katedry św. Jana, lecz wyrzucono ją z bocznej ławki. Bilet na „rewię” czyli przegląd wojska oddała przybyłej ze wsi ciotce (Ścieżka…, s. 332). Ponieważ była tylko osobą prywatną, zabrakło dla niej miejsca w kondukcie, jednak Iłłakowiczówna obserwowała go z pewnej odległości. Za trumną szedł rząd, duchowieństwo, przedstawiciele dyplomatyczni obcych państw, artyści, pisarze, urzędnicy, delegaci samorządów i rozmaitych organizacji.  „Przesuwali się, jak przesuwa się cała przeszłość naraz przed oczyma tonącego (…) [J]akże wielu takich, z którymi [Iłłakowiczówna] kruszyła kopie o cześć Marszałka w l. 1918-1926 (Ścieżka…, s. 334-335). Od Janiny Prystorowej otrzymała niespodzianie drugi bilet wstępu na rewię wojskową, jednak przyszła zbyt późno i dostęp był już zamknięty.

Po ceremonii, w tłumie na ul. Filtrowej zobaczyła trumnę z ciałem Piłsudskiego, sunącą cicho w wojskowej asyście w kierunku dworca kolejowego, a stamtąd do Krakowa. Już nie było uroczystego orszaku, platformę z trumną otaczała masa „zwykłych” ludzi, nieraz w starych płaszczach i zniszczonych butach. „Kilkadziesiąt par rąk trzymało się platformy, tymi rękoma cały tłum zdawał się być nierozerwalnie związany z trumną (…) I tam (…) wśród rąk trzymających się trumny, zostało moje serce (Ścieżka…, s. 335-6). Dyskretnym, osobistym, hołdem dla Józefa Piłsudskiego i jego wojskowego, legionowego otoczenia była doskonale napisana, przystępna w lekturze Ścieżka obok drogi. Warto zaznaczyć, że wzbudziła ona kontrowersje, nawet w kręgach Piłsudskiemu przyjaznych (M. Klecel, op.cit., s. 188). Iłłakowiczównie zarzucano przede wszystkim, że Ścieżka jest zbyt osobista a przez to i zbyt subiektywna, że w szczegółach mija się z prawdą, że mniej lub bardziej otwarcie wywyższa Pisarkę na tle Marszałka. Wydaje się, że zlekceważono fakt, że nie książka nie była biografią sensu stricto, była książką w dużej mierze literacką, serdecznym pożegnaniem (ibidem).

Powrót do pracy, tym razem znów w resorcie spraw zagranicznych, okazał się możliwy dopiero po dłuższym czasie. Iłłakowiczówna nadal wygłaszała prelekcje o Polsce w różnych krajach europejskich. Na sile przybierały obawy przed nową wielką wojną i hekatombą pól bitew. Narastał niepokój, widoczny w literaturze katastroficznej. Zachodni sąsiad Rzeczypospolitej stał się państwem nazistowskim. Składane przez Pisarkę raporty z wyjazdów wskazują, że zwykle napotykała na niechęć w stosunku do Polski, takie postawy widać było nawet w kręgach najlepiej wykształconych, np. wśród uczonych i wykładowców uniwersyteckich (M. Klecel, op.cit., s. 188). Szczególnie krzywdzące było zestawianie Polski – mogącej od r. 1926, a de iure od uchwalenia Konstytucji z r. 1935, być uznaną co najwyżej za kraj autorytarny - z totalitarną, zacięcie antyżydowską, militarystyczną III Rzeszą. Misja Pisarki była zatem szczególnie trudna i wymagała prawdziwych talentów dyplomatycznych, dziś zaliczanych do tzw. soft skills. Konieczne było występowanie w roli literata – posła swej ojczyzny, kraju nieznanego, uchodzącego za egzotyczny (przypomnijmy słowa Fryderyka Wielkiego, który nazwał nas „Irokezami Europy”). Raporty przesyłane do MSZ wskazują, że odczyty były działalnością ważną, przejawem patriotyzmu (ibidem).

W r. 1937, na zaproszenie tamtejszych uczonych, Kazimiera Iłłakowiczówna udała się do Skandynawii. W Norwegii i w Szwecji spotkała się z negatywnym nastawieniem do Polski, w szczególności do systemu politycznego i katolicyzmu. Poetka zauważyła, że [w] Norwegii akademiczki są bardzo czerwone, przekonane [może pod wpływem prasy komunistycznej?] że Polska jęczy pod dyktaturą (J. Kuciel-Frydryszak, Iłła, op.cit., s. 209, 210, 212). W Szwecji, kobiety ze środowiska akademickiego krytykowały zaciekle katolicki zakaz rozwodów, twierdząc, że sprzyja on rozpuście czy cudzołóstwom (ibidem). Wyrażały także swe oburzenie ze względu na fizyczne ataki na polskich Żydów (tzw. „bicie Żydów”). Rzecz jasna, Iłłakowiczówna nie mogła, ani nie zamierzała bronić bandytyzmu i chuligaństwa, jednak próbowała uświadomić Szwedkom specyfikę sytuacji mniejszości żydowskiej w Polsce, całkowicie inną niż w krajach zachodnich (ibidem,).

W r. 1937 Pisarka wygłosiła dla Koła Kobiet Uniwersyteckich w Londynie odczyt Moi przyjaciele Żydzi, stwierdzając w nim, że tzw. „kwestię żydowską” można rozwiązać opierając się na zasadach moralności i wiary chrześcijańskiej (ibidem, s. 206-207). Przypomnijmy, że w Niemczech obowiązywały już wtedy tzw. ustawy norymberskie. W r. 1938 udała się do Holandii i Szwajcarii, jednak przyjmowano ją z dużą niechęcia, część spotkań należało odwołać (M. Klecel, op.cit., s. 189). W raporcie sporządzonym po wyjeździe do Szwajcarii pisała, że zetknęła się ze „spiętrzoną nieufnością, nie tylko sfer uniwersyteckich, w krajach liberalnych zawsze niechętnych Polsce, lecz i (…) sfer informowanych przez prasę (J. Kuciel-Frydryszak, op.cit., s. 212). Gazety pisały o włączeniu Austrii do Rzeszy i polskim ultimatum w stosunku do Litwy, tak jakby posunięcia te wynikały z potajemnej zmowy. Mimo to, Pisarka potrafiła rozładowywać konflikty prostując jednocześnie fałszywe opinie o naszym kraju (M. Klecel, op.cit., s. 189).

W Siedmiogrodzie

Służba Kazimiery Iłłakowiczówny w resorcie spraw zagranicznych dobiegła końca wraz z rozpoczęciem Kampanii Wrześniowej. Po przekroczeniu granic Polski przez Wehrmacht i pierwszych bombardowaniach, 3 IX 1939 r., w piśmie „Prosto z Mostu” ukazał się wiersz Modlitwa za nieprzyjaciół, z nasuwającym na myśl litanię wezwaniem: zmiłuj się Boże, nad Niemcami…, / Panie… / nad miotanymi szaleństwem i grozą (…) Nad schylonymi przed fałszywym bogiem, (…) Nad nienawidzącymi zmiłuj się, Boże.

Pociąg ewakuacyjny, którym jechała Iłłakowiczówna poruszał się szlakiem wzdłuż Karpat, zmierzając przez Lwów i Zaleszczyki, ku Czerniowcom i granicy z Rumunią. Jeszcze na granicy Pisarka rozmyślała na powrotem do Warszawy, deklarowała, że nie tyle wyjechała z własnej woli, co że wywieziono ją, że musiała postąpić zgodnie ze służbowym poleceniem (M. Klecel, op.cit., s. 189-190). Już na uchodźstwie pisała, że jej świat „pękł, rozerwał się na części” (wiersz Daj mi łaskę szczęścia).

Znalazłszy się w Rumunii, mimo formalnego statusu uchodźcy, Pisarka nie zamierzała przyjmować biernej postawy. Kontakty nawiązane przez lata pracy w MSZ oraz znajomości z członkami liczących się rodzin rumuńskiej elity pozwoliły na dość łatwe znalezienie zatrudnienia w charakterze prywatnej nauczycielki języków obcych. Okazało się, ze właśnie owe „lekcje” zapewniły utrzymanie aż do r. 1945.

Iłłakowiczówna zdecydowała się na zamieszkanie w położonym w Transylwanii mieście Kluż (Cluj). Żyła w nim przez niemal całą wojnę, zmieniając kilkakrotnie adres. Początkowo mieszkała w domu królewskiego gubernatora, którego zapamiętała jako „uroczystego, strasznie zajętego pana domu w szafirowym mundurze” (za: J. Ratajczak, op.cit., s. 32). Od Pisarki wymagano sporej wszechstronności: gubernator miał uczyć się francuskiego, żona angielskiego, a dzieci niemieckiego i francuskiego (J. Ratajczak, ibidem). Zdawać się mogło, że udzielanie tak wielu lekcji to praca ponad siły, jednak bardzo szybko okazało się, że „wszyscy byli tak fantastycznie leniwi, (…) że przekonałam się wkrótce, że chętnie by mi dopłacili, bylebym tylko dałam im spokój i niczego nie chciała uczyć (cyt. za: J. Ratajczak, ibidem)

Sytuacja życiowa i zawodowa Poetki uległa pewnemu pogorszeniu gdy wskutek przeprowadzonego przez Hitlera tzw. arbitrażu wiedeńskiego znaczna część Siedmiogrodu wróciła do Węgier (tym samym przywrócono po w pewnym zakresie granice sprzed traktatów kończących I wojnę światową). Mimo to, silny charakter i samodyscyplina pozwoliły na poradzenie sobie i tym razem. Dużym atutem była łatwość nawiązywania kontaktów z bardzo różnymi typami ludzi.

Życie uchodźcy wojennego nie sprzyjało pracy literackiej, jednak Iłłakowiczówna stworzyła wiele poezji niejako spontanicznie, pod wpływem chwili i aktualnych wydarzeń (np. Grób polskiego żołnierza, Pogrom w Koloszvarze oraz nigdy nie wydane w okresie PRL Matka Boska Katyńska i Kolęda katyńska z r. 1943).

Nowe realia

Po zakończeniu wojny, Kazimiera Iłłakowiczówna przez długi czas zastanawiała się nad powrotem do ojczyzny. Nie była z góry wrogo nastawiona do nowej władzy, spodziewała się minimum wolności. O ile wiemy, nie przewidywała, że oto powstaje państwo na wzór stalinowski.

Świadectwem normalizacji zdawały się być debaty toczące się w Polsce w l. 1945-1948, zatem tuż po zakończeniu wojny, w pierwszej, jeszcze nie w pełni kontrolowanej przez komunistów, fazie odbudowy życia kulturalnego kraju. Można było nawet oczekiwać kontynuacji II Rzeczypospolitej (np. PKWN deklarował, że nadal obowiązuje w całej pełni Konstytucja Marcowa).

Decyzję o powrocie opóźniały również kwestie materialne, przede wszystkim niepewności otrzymania pracy oraz brak widoków na mieszkanie czy choćby pokój w leżącej w ruinach Warszawie (M. Klecel, op.cit., s. 192). Iłłakowiczówna obawiała się tez, że stanie się ciężarem dla siostry, która okupację przeżyła w stolicy.

Mimo to, Pisarka kontaktowała się z wydawnictwami i redakcjami prasowymi w Polsce, proponując publikację swych utworów. Do powrotu namawiał także znany Iłłakowiczównie z czasów II Rzeczypospolitej Julian Tuwim, który zapewniał ją, że odnajdzie właściwe sobie miejsce również w nowej rzeczywistości społecznej i politycznej. Dodajmy, że w l. 40 władze komunistyczne zabiegały jeszcze o powrót z emigracji znanych artystów i literatów, którzy mieli (niezależnie od swej woli i wiedzy) legitymować nowe porządki jako kontynuację niepodległej i demokratycznej Polski odrodzonej w r. 1918.

Ostatecznie Iłłakowiczówna zdecydowała się na powrót. Po załatwieniu spraw urzędowych, pod koniec r. 1947, przybyła do Warszawy. Na dworcu kolejowym witała ją oficjalna delegacja Związku Literatów Polskich z Jarosławem Iwaszkiewiczem i historykiem sztuki Juliuszem Starzyńskim na czele. Niestety, za kurtuazyjnymi gestami nie szła realna pomoc. Dla osobistej asystentki Piłsudskiego – budowniczego „faszystowskiego” ustroju sanacyjnego, nie było miejsca ani w wydawnictwach ani w pismach literackich. Nie było również mowy o otrzymaniu mieszkania z puli dla pisarzy. Tym bardziej wykluczona była praca w ministerstwach albo innych urzędach.

Co gorsza, od r. 1949 partia narzuciła twórcom program socrealizmu. Twórczość autorki Ikarowych lotów była jego zupełną negacją (M. Klecel, op.cit., s. 191, wskazujący na wiersz Skazanie). Niebezpiecznym i z pewnością dostrzeżonym przez Iłłakowiczównę zwiastunem planów sowietyzacji i stalinizacji kultury w każdym jej obszarze był opublikowany w związku ze śmiercią Andrieja Żdanowa w piśmie Kuźnica tekst Leona Gomolickiego. Artykuł ten sławił zmarłego jako „teoretyka i propagatora marksizmu w dziedzinach filozofii, nauki, sztuki i szczególnie literatury”, zaś twórczość literacką powstającą pod egidą KPZR określał jako przodującą na świecie i wzór – w domyśle jedyny gdyż najdoskonalszy i nieskalany ideologicznie - dla krajów za żelazną kurtyna (cyt. za: S. Burkot, Literatura polska 1939-2009, PWN, Warszawa 2010, s. 67-68).

Odnaleziona przystań

Mimo obietnic Tuwima i kurtuazyjnych gestów, okazało się, że, Pisarka jest zdania na własne siły, na utrzymanie się z umów wydawniczych liczyć nie może. Zresztą i tak uważała, że nie powinno się oczekiwać dochodów z pióra, należy mieć jakieś praktyczne umiejętności. Zaczęła zatem jeździć po Polsce, poszukując posady. Ostatecznie swe miejsce, swoisty azyl, znalazła w Poznaniu.

Wielkopolskę i jej stolicę Iłłakowiczówna znała od dawna. Po raz pierwszy gościła w niej jeszcze w r. 1920, zatem niewiele po zakończeniu Powstania Wielkopolskiego i ustaleniu zachodnich granic Polski w traktacie wersalskim. W kolejnych latach przyjeżdżała do Wielkopolski by wypoczywać (por. Jesień wielkopolską oraz Diablik w Rogalinie).

Gdy po wojnie zamieszkała na stałe w Poznaniu, często nawiązywała w poezji do Wielkopolski (zw. zbiór Liście i posągi, zawierający cykle Suita poznańska oraz Wiersze rogalińskie (Artykuł „Kazimiera Iłłakowiczówna” [w:] Wielkopolski Słownik Pisarek).

Natchnieniem dla liryki miłosnej stał się szczególnie chętnie odwiedzany przez Iłłakowiczówną Park rogaliński (por. np. wiersz Rozstanie). Mimo to, za swą ojczyznę uważała aż do ostatnich dni Litwę i Łotwę. Na miano to nie zasłużyła nawet Warszawa, w której poleciła się pochować. O Poznaniu pisała jednak z sympatią, nieraz zachwycała się parkami, zwłaszcza Parkiem rogalińskim (ibidem, por. wiersze Wyszlim rano, W Poznaniu na wygnaniu, Rozstanie a także zabawny „wykaz” miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić pt. Leciutkie abecadło dla wycieczek po Poznaniu ze zbioru Szeptem). Autorka Ikarowych lotów interesowała się działającym przy poznańskim oddziale ZLP Kołem Młodych, patronowała grupie poetyckiej „Wierzbak”. Przejmującym wierszem o powstaniu robotników przeciw „ludowej” władzy doby stalinizmu jest stanowiące swoisty publicystyczny a zarazem pełen emocji komentarz Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

Tak samo jak w Rumunii, żyła z nauki języków obcych. Nasuwa się tu na myśl postawa „emigracji wewnętrznej”, np. Zbigniewa Herberta. O skuteczności udzielanych przez Kazimierę Iłłakowiczówną lekcji świadczy np. fakt, że z grona jej uczniów wywodzi się m.in. kilku dobry tłumaczy. Pisarka zajęła się też przekładami z literatury rosyjskiej i niemieckiej (m.in. doskonały, najlepszy jak dotąd polski przekład Anny Kareniny Tołstoja).

Rozmaite trudności, zwłaszcza tuż po powrocie do kraju, codzienne kłopoty, sprawy zupełnie przyziemne, ale wpływające, czasami bezpośrednio, na poszczególne utwory, poznać można z sięgającej końca lat 50. korespondencji z siostrą (M. Klecel, op.cit., s. 193, zob. K. Iłłakowiczówna, Listy do siostry Barbary Czerwijowskiej z l. 1946-1959, Poznań 2014)

Pisarka nigdy nie uległa wpływom komunizmu, nie dała uwieść się stalinizmowi, oferującemu przecież tak wiele przywilejów. Życie w Poznaniu pozwalało na pełniejsze zdystansowanie się, wolność od bezpośredniego kontaktu z zaangażowanymi politycznie stołecznymi literatami i krytykami. Kilka zbiorów wierszy Iłłakowiczówny mogło ukazać się dopiero po śmierci Stalina w r. 1953 i po nadejściu pierwszych oznak „odwilży” w l. 1955-1956. Zarówno one, jak i tom wspomnieniowych utworów prozą Z rozbitego fotoplastykonu, poddano jednak starannej cenzurze (M. Klecel, op.cit., s. 193). Nieco później do księgarń trafiły również mające charakter wspomnieniowy (zwróćmy uwagę na dojrzały wiek Pisarki) Niewczesne rozważania.

Po strajkach i krwawo stłumionym powstaniu robotniczym w Poznaniu w czerwcu 1956 r. powstał słynny dziś, choć wtedy wydrukowany tylko raz w lokalnej gazecie, wiersz Rozstrzelano moje serce… W swej poezji Iłłakowiczówna odwoływała się także do bolesnego dzieciństwa, w tym doświadczenia sieroctwa. Wykorzystywała utrwalone w pamięci obrazy ojczystej ziemi, Kresów, dworków i zaścianków. Nawiązywała się do wydarzeń lokalnych, „prowincjonalnych” i do spraw światowych.

Postawa Poetki była konsekwentna od czasów studiów, poprzez lata I wojny światowej, służby w II Rzeczypospolitej oraz czas spędzony w Siedmiogrodzie. Nie brała udziału w życiu publicznym PRL, jednak jeśli było to potrzebne, wypowiadała się. Jak głosi jedna z anegdot, w r. 1953, na zebraniu poznańskich literatów uczczono pamięć zmarłego Stalina minutą ciszy. Wszyscy obecni wstali i skłonili głowy, jednak Iłłakowiczówna powoli, w widoczny sposób przeżegnała się. Ponieważ takie zachowanie mogłoby być potraktowane jako prowokacja np. przez UB, przerażony Leszek Prorok zapytał: „Co też pani zrobiła?” Pisarka odpowiedziała: „No cóż, każdy czci czyjąś pamięć tak, jak umie!” (za: M. Klecel, op.cit., s. 195).

Co prawda Poetka nie złożyła podpisu pod sprzeciwiającym się zaostrzeniu cenzury i ograniczeniom w przydziałach papieru, adresowanym do premiera Józefa Cyrankiewicza, Listem 34 z 14 marca r. 1964, jednak gdy PZPR zaatakował jego sygnatariuszy, zareagowała w bardzo inteligentny i odważny sposób. Podczas zebrania Partii w Poznaniu sekretarz domagał się ich ukarania i potępienia. Po tych groźbach na sali panowała cisza. Niespodziewanie odezwała się Pisarka, podkreślając, że nie zna się (…) na polityce, jednak boleje nad tym, że tak wybitni koledzy jak Antoni Słonimski czy Paweł Hertz umrą niedługo z głodu! Sekretarz replikował z oburzeniem: „W Polsce Ludowej jeszcze nikt z głodu nie umarł”. Iłłakowiczówna zapytała: „Jak to? A kto teraz ośmieli się ich drukować?” (za: M. Klecel, op.cit., s. 195-196).

Można w tym miejscu dodać, że jeszcze jako młody poeta a zarazem kontestator, Stanisław Barańczak opublikował negatywną, wręcz złośliwą, recenzję tomiku poezji Szeptem z r. 1966, zatytułowaną Z nowości literatury dziecięcej. Nie wydaje się, by Pisarka wzięła sobie jego przytyki do serca, gdyż przeżyła o wiele gorsze rzeczy (M. Klecel, op.cit., s. 196).

U kresu drogi

Jak zauważa Józef Ratajczak, jeszcze w r. 1962, listy pisane doń przez Kazimierę Iłłakowiczównę stawały się rzadsze, a przy tym krótsze. Mniej było w nich treści, więcej grzecznościowych sformułowań. Pewne znaczenie miało tu osłabienie kontaktów Ratajczaka z Pisarką, jednak zmiany w korespondencji były wywołane przede wszystkim postępująca, zwłaszcza od początku lat 70., ślepotą. Listy, zwykle kartki pocztowe, zaczęły być pisane nie długopisem czy piórem, lecz pisakami albo flamastrami (kontrastowe, grube linie łatwiej dostrzec). Litery stawały się dziwnie duże, zlewały się ze sobą, załamywały się wersy, słowa wskakiwały pod lub ponad linie. W ten sposób powstawało przejmujące świadectwo dramatu Pisarki, świadectwo zmagań z postępującą utratą wzroku, przyspieszoną nieudaną operacją jaskry. Na koniec pisze już cudza ręka, podpis zaś zastępuje faksymile (J. Ratajczak, Lekcje…, op.cit., s. 108). Warto zauważyć, że jeszcze gdy pracowała jako asystentka Piłsudskiego, Poetka spostrzegła, że jej „wzrok tak dalece osłabł od czytania podań, że należało wyrzec się książek” (za: J. Kuciel-Frydryszak, Iłła. Opowieśc o Kazimierze Iłłakowiczównie, Warszawa 2017, s. 191). Zatem można zapytać, czy ociemnienie nie było swoistą chorobą zawodową, wywołaną dziesiątkami lat pracy ponad siły.

Gdy Kazimiera Iłłakowiczówna była już w starszym wieku, pojawiła się zaaprobowana przez Partię inicjatywa przyznania jej komfortowego mieszkania (dotychczas stale żyła w pokoju przy ul. Gajowej 4 m. 8). W związku z tym na Gajową wyruszył należący do Komitetu Centralnego PZPR Wincenty Kraśko. Na swe nieszczęście przybył bez zapowiedzi. Zapukawszy do drzwi, usłyszał krótkie, twarde pytanie: „Pan kto?” Kraśko odpowiedział: „Gospodarz”. Pisarka stwierdziła: „Gospodarz? Pan daruje, ale tutaj gospodynią jestem ja!” Drzwi nie otworzyła (za: M. Klecel, op.cit., s. 196).

O ile do partyjnych zaszczytów i przywilejów Iłłakowiczówna podchodziła zdecydowanie niechętnie, to inne, niezwiązane z PZPR, wyróżnienia przyjmowała. Można tu wskazać np. na nagrodę PEN Clubu za przekłady literatury obcej (1954), Nagrodę Miasta Poznania za osiągnięcia w upowszechnianiu kultury z r. 1967 czy też Nagrodę imienia Jana Kasprowicza (1972). Przyjęła także nadany jej w grudniu r. 1981 przez Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu tytuł doktora honoris causa. Ze względu stan zdrowia ociemniałej Poetki, uroczystość odbyła się w jej niewielkim, sublokatorskim pokoju. Mimo to, zarejestrowano ją na taśmie filmowej.

Józef Ratajczak wspomina, że nie spodziewał się, że właśnie dzień nadania tytułu doktorskiego będzie dniem ostatniego spotkania z Kazimierą Iłłakowiczówną. Zjawił się na Gajowej kwadrans przed umówioną godziną. W korytarzu mieszkania rozstawiono już krzesła, drzwi do pokoju Pisarki zasłonięto kotarą. Zapalono wszystkie światła. Niewidoma autorka Ścieżki obok drogi siedziała na niewielkim krześle, okutana w swetry, jakby marzła i to mocno. Towarzyszyła jej opiekunka.

Głuchota sprawiała, że do Poetki trzeba było głośno mówić. Gdy Ratajczak przedstawił się, poznała go, zamienili kilka słów, jednak gość miał wrażenie, że staruszkę interesuje nie tyle rozmowa, co przede wszystkim same pytania, które niespodzianie może mu zadawać (np. o chorą matkę). Po chwili podszedł ktoś inny i przedstawił się. Gdy Ratajczak znów podszedł do Iłłakowiczówny, tym razem siedzącej samotnie, jakby w półśnie czy drzemce, ponownie padło pytanie „Kim jest ten pan?”, znów trzeba było wyjaśnić kto i po co przyszedł na Gajową. „I z większym trudem niż za pierwszym razem poetka odnalazła [postać gościa] w pamięci” (J. Ratajczak, Lekcje…, op.cit., s. 116).

Kazimiera Iłłakowiczówna zmarła w Środę Popielcową, 16 lutego 1983 r., o siódmej rano. Trumnę wystawiono w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Pogrzeb odbył się na warszawskich Powązkach.

W kamienicy przy Gajowej powstała izba muzealna. 8 kwietnia 1984 r. odsłonięto pamiątkową tablicę z portretem Pisarki. Znajduje się ona w krużganku kościoła klasztoru Ojców Dominikanów w Poznaniu.

Ciche życie świadka historii

Aż do ostatnich dni Iłłakowiczówna mieszkała w swym skromnym pokoju. Stale się dokształcała, mając osiemdziesiąt lat doskonaliła swój węgierski prowadząc konwersacje ze znajomym Węgrem. Mimo utraty wzroku i pogorszenia słuchu, bardzo chętnie i regularnie korespondowała z literatami, rodziną i znajomymi z zagranicy.

Co ciekawe, gdy w r. 1980 zapytano Pisarkę co sądzi o przyznaniu Czesławowi Miłoszowi literackiego Nobla, odpowiedziała, że „nic nie czytała, nie zna żadnego jego wiersza” (za: M. Klecel, op.cit., s. 196). Czy przyczyną tak zaskakującej odpowiedzi były dające się dostrzec u sędziwej Pisarki kłopoty z pamięcią? Nie wiemy.

Z czasem korzystała z pomocy studentek przysyłanych przez Ojców Dominikanów. Zajmowały się one sprawami gospodarskimi i pisały dyktowane przez Iłłakowiczówną listy. Podobne przysługi wyświadczały też znajome z poznańskich kręgów literackich, np. pisarka i tłumaczka, zmarła w r. 2004, Łucja Danielewska.

Nie lubiła przyjęć, niechętnie udzielała się towarzysko. Stroniła też od wywiadów, wieczorów poetyckich itp. Przed II wojną światową co prawda utrzymywała zgodnie z ówczesnym savoir-vivre stosunki towarzyskie, jednak z pewnością nigdy nie była „salonową lwicą” (Artykuł „Kazimiera Iłłakowiczówna” [w:] Wielkopolski Słownik Pisarek, op.cit., in medio). W Poznaniu żyła w wyciszeniu, swoistej kontemplacji świata i własnej pamięci. Pewien wpływ na wycofanie się miał z pewnością wiek, z czasem prowadząca do ślepoty jaskra, ale także rozczarowania ludźmi (być może przecenianymi?) oraz – co może zaskakiwać ze względu na pozycję miasta – prowincjonalizm kręgów literackich Poznania (ibidem).

Łatwo było dostrzec, że Kazimiera Iłłakowiczówna podchodziła do każdej sprawy bardzo pryncypialnie i poważnie (por. wspomnienia uczęszczającego na lekcje rosyjskiego Józefa Ratajczaka, op.cit., s. 57-79). Bywała – przynajmniej na pierwszy rzut oka – oschła i zasadnicza, nasuwając na myśl stereotyp zawodowego biurokraty albo surowej nauczycielki z pensji dla panien. Bliscy dobrze wiedzieli, że to tylko obronna maska czy pewien aspekt osobowości Pisarki, za którym kryła się wielka wrażliwość.

Autorka Trazymeńskiego zająca z pewnością nie ukrywała się za kurtuazyjnym pustosłowiem i jałową grzecznością, mówiła co myśli, natrafiając nieraz na odrzucenie. Z trudem przekonywała się do nowo poznanych ludzi. Sympatią darzyła m.in. Juliana Tuwima, Jarosława Iwaszkiewicza oraz „damę poezji Poznania”, wspomnianą nieco wyżej Łucję Danielewską. Biografowie charakteryzują ją czasem trzema słowami: pracowita, uparta i skryta.

Spojrzenie na literacką spuściznę Kazimiery Iłłakowiczówny

Jak przypomina Marian Grześczak, Iłłakowiczówna była pisarką bardzo wszechstronną. Również Ryszard Matuszewski charakteryzuje jej poezję jako przede wszystkim zróżnicowaną gatunkowo. Tworzyła lirykę osobistą, refleksyjną i krajobrazową, dokumenty biograficzne, prozę kreacyjną, przekłady, a nawet poematy sceniczne. Różnorodność ta poniekąd korespondowała z pełnym rozmaitych zdarzeń życiorysem (studia w Szwajcarii i na Oksfordzie, pobyt w Petersburgu, służba sanitariuszki w armii rosyjskiej i praca jako osobisty sekretarz Józefa Piłsudskiego). Wpływ na pisarstwo Kazimiery Iłłakowiczówny wywarł też okres wygnania przebyty w Siedmiogrodzie oraz decyzja o powrocie do Polski w r. 1947, podjęta mimo rysującego się coraz wyraźniej już od końca r. 1944 podporządkowania jej ZSRR.

Autorka łączyła swobodnie rozmaite elementy tradycji literackiej, zwłaszcza epoki romantyzmu i modernizmu (czerpanie z zasobów fantastyki ludowej, stylizacje balladowe i baśniowe), z innowacyjnym rozbijaniem zastanych, tradycyjnych form. Dostrzec to można w używaniu prozaizmów, żartobliwego, niekiedy też ironicznego, dowcipu, elementów anegdoty lirycznej, a także we wprowadzeniu obserwacji obyczajowych i psychologicznych. Z tego względu dają się zauważyć podobieństwa twórczości Iłłakowiczówny do poezji Skamandrytów. Dostrzegalne są jednak także różnice: mocniejszy akcent na tradycyjnie ujętą nastrojowość, nawiązania do religii, np. parafrazy motywów ze Starego i Nowego Testamentu, motywów kolędowych i franciszkańskich (por. zw. wybory Wiersze religijne 1912-1954 z r. 1955 oraz Ta jedna nić. Wiersze religijne 1967).

Utwory dramatyczne Kazimiery Iłłakowiczówny ukazały się w wydanym w r. 1969 zbiorze Rzeczy sceniczne. Znalazła się tam m.in. opowiadająca o czczonym na Śląsku biskupie Nankerze sztuka Ziemia rozdarta. Postaci biskupa Nankera Iłłakowiczówna poświęciła również wiersze składające się na cykl Nancheriana. Przedstawiła w nich, jak pisze M. Grześczak, codzienność pracy kapłana, „kapłaństwo robocze a zarazem anegdotyczne”. M. Grześczak zauważa też, że fabularna anegdotyczność to charakterystyczna cecha poezji Iłłakowiczówny, zbliżająca ją do Tuwima (Kazimiera Iłłakowiczówna…, op.cit., in medio).

W świecie liryki

Podkreślmy, że twórczość i życie osobiste oraz życie zawodowe Pisarki biegły niejako obok siebie, równolegle, jednak nie odbijały się w sobie. Sprawiało to, że Iłłakowiczówna odróżniała się od innych literatów swego pokolenia, zwłaszcza od środowiska Skamandra. Można za Marianem Grześczakiem powiedzieć, że była „z zasady osobna”, stała z boku cyganerii i literackich stolików słynnych kawiarń, jednak zarazem stale znajdowała się w centrum życia publicznego, życia państwowego, wśród decydujących o jego biegu ludzi.

Zdaje się, że swą twórczość, a może i całą sztukę słowa, traktowała nieco żartobliwie, jako coś mniej ważnego niż sprawy polityczne (M. Grześczak, op.cit., ab initio, podobnie twierdzi badacz biografii i twórczości Iłłakowiczówny Józef Ratajczak; pewne znaczenie mogła mieć też bolesna krytyka ze strony przybranej matki, Zofii Buynowej). Przypomnijmy, że aż trzy książki Iłłakowiczówny są świadectwem fascynacji postacią Józefa Piłsudskiego – zdolnego wodza i wytrawnego polityka par excellence (wydane w r. 1936 Słowik litewski. Poezja, Wiersze o Marszałku Piłsudskim. 1912-1935 oraz wspomnienia Ścieżka obok drogi z r. 1939). Zajmowanie się poezją nie wpływało negatywnie na obowiązki urzędnika państwowego. Sprawna organizacja pracy sprawiała, że Pisarka w okresie II Rzeczypospolitej opublikowała sporo tomików, m.in. Trzy struny (jeszcze za czasów Królestwa Polskiego, bo w r. 1917), Śmierć Feniksa z r. 1922, cztery lata później Połów, a w r. 1927 tomik Płaczący ptak. W r. 1930 ukazały się Popiół i perły, zaś w r. 1934 Ballady bohaterskie.

Marian Grześczak przypomina, że wyróżnikiem dzieł Kazimiery Iłłakowiczówny było wyczulenie na biedę, przyjęcie postawy empatii. Pisarka rozumiała krzywdę zwykłych, „prostych” ludzi, czasami posuwając się – przynajmniej zdaniem badaczy – do sentymentalności, nasuwającej na myśl Marię Konopnicką. Nie bez powodu jeden ze zbiorów poezji otrzymał tytuł Kolędy polskiej biedy. W Wigilię powrotu (1917).

Józef Ratajczak opowiedział się za hermeneutycznym ujęciem liryki Iłłakowiczówny jako palimpsestu. Zdaniem tego badacza, odrzucić trzeba wierzchnią „warstwę” tekstu, a prawdę o przeżyciach Autorki odnaleźć dzięki wnikliwemu wczytaniu się w poszczególne strony. Wtedy okaże się, że świat Pisarki od lat młodzieńczych aż po 1939 r. był pełen smutku, rozdarcia i nostalgii. Pióro zapisywało potajemnie, w swoistym szyfrze, bolesne doświadczenia osierocenia, utraty domu rodzinnego (wiersz Niepowrotne), czasów Wielkiej Wojny (por. też twórczość Witkacego), grożącej śmiercią choroby, tęsknoty za wyidealizowanym światem dzieciństwa (np. Inna jesień, por. emigracyjne utwory Stanisława Balińskiego, również czynnego w MSZ II Rzeczypospolitej, po 1939 r. aż do śmierci żyjącego w Londynie). Ratajczak wskazuje także na ukryte w palimpseście poezji Iłłakowiczówny ślady niespełnionej miłości, np. w wierszu Miłość (poglądy J. Ratajczaka za: artykuł „Kazimiera Iłłakowiczówna” [w:] Wielkopolski Słownik Pisarek, op.cit.). Przejmujące są wiersze o nigdy niespełnionej miłości macierzyńskiej, roli matki, np. Gdzieśkolwiek jest – jeśliś jest – lituj mej żałości, w którym pada rozpaczliwe stwierdzenie, że nie urodzi się malutkie (…) / nie widzę go już (…) / jestem złamane drzewo (…) / Nigdy się owoc życia nie zalęże, nigdy płód nie dojrzeje/ (…) jak wiór przeklęty zgorzeję.

Charakterystyczne jest też wielkie zróżnicowanie tematyczne poszczególnych poezji, które są kierowane do każdego czytelnika, nawet najprostszego, najsłabiej wykształconego. Pisarka unikała modnych efektów, nie starała się zadziwić czytelnika, skupiała się na prostocie. M. Grześczak zauważa, że wzorem mądrości połączonej z prostotą zdają się być dla Iłłakowiczówny przypowieści z Ewangelii oraz, przynajmniej niekiedy, bajki Ezopa i Ignacego Krasickiego. Wiąże się z tym pogodny, radosny styl.

Liczne w dorobku Iłłakowiczówny są wiersze świadczące o silnej wierze w Boga i w odrodzoną Polskę (por. Wiersze religijne. 1912-1954 z r. 1955, znajdujące się w różnych zbiorach wiersze ojczyźniane oraz poematy: Gdzieśkolwiek jest – jeśliś jest – lituj mej żałości z r. 1921 a także Opowieść o moskiewskim męczeństwie. Złoty wianek wydane w r. 1927). Wiersze religijne znalazły się także w zbiorze Ta jedna nić z r. 1967.

Poetka tworzyła również wiersze dla dzieci. Wiele z nich stało się klasyką, np. utwory z Rymów dziecięcych (1922 r.), z wydanego w r. 1928 zbioru Czarodziejskie zwierciadełka. 50 wróżb wierszem oraz z Wesołych wierszyków z r. 1934. Rozbudowane wersje tych tomików ukazały się w r. 1959 jako Wiersze dziecięce i w r. 1960 pt. Zwierzaki i zioła.

Typowa dla Iłłakowiczówny jest różnorodność i oryginalność wersyfikacji. Zwraca uwagę wiersz zdaniowo-intonacyjny oraz specyficzna stylizacja prymitywizująca i naiwna jednocześnie, odwołująca się głównie do kultury ludowej, a wraz z nią kultury wieków średnich i wyobrażeń charakterystycznych dla dzieci. Marian Grześczak zwraca uwagę, że charakterystyczna dla poezji Iłłakowiczówny jest melodyjność. Towarzyszą jej rym i rytm oraz asonans (por. np. rymy asonansowe: chlebem – nie trzeba z początku wiersza Powołanie oraz z wiersza Poezja: Nie wypije się tego, nie zje.../ Nie lubię, nie lubię poezji! / (…) Lepi się, lecz nie przylepi...(...)/ Nie lubię, nie lubię poezji!).

Dorobek translatorski

Przed wybuchem II wojny światowej, Kazimiera Iłłakowiczówna zajmowała się tłumaczeniem z „zaledwie” trzech języków: niemieckiego (Don Carlos Schillera), angielskiego (utwory irlandzkiego dziennikarza, korespondenta wojennego i pisarza Francisa McCullagha) i francuskiego (za młodu przekładała Les Malheurs de Sophie autorstwa Sophie Rostoptchine, hrabiny de Ségur.

Wpływ na dalsze tłumaczenia miała z pewnością wojna. Od 1939 do 1947 Pisarka żyła jako uchodźca w Siedmiogrodzie, przede wszystkim w Klużu (węg. Koloszvar, rum. Cluj), utrzymując się z lekcji języków. Lata emigracji opisała w książce Niewczesne wynurzenia, wspominając m.in. nauce rosyjskiego na podstawie „Topielca” Puszkina w „węgierskiej piwnicy, po chichu, by nie przeszkadzać modlącym się”. Ze względu na pochodzenie i umiejętności uczniów konieczne było posługiwanie się jako językiem wykładowym „na przemian niemieckim, węgierskim i rumuńskim”, zatem językami słabo albo i wcale ze sobą niespokrewnionymi (ugrofiński węgierski, może nieco lepiej było z romańskim – zatem bliskim łacinie i francuskiemu - rumuńskim i nieco podobnym do angielskiego niemieckim). Tym bardziej trzeba docenić umiejętności Iłłakowiczówny jako poliglotki.

Pomocny okazał się z pewnością kontakt z językiem rumuńskim jeszcze przed wrześniem 1939 r., w związku z kilkakrotnym pobytem w Rumunii w ramach obowiązków pracownika resortu spraw zagranicznych. Do szybkiego, a przede wszystkim biegłego przyswojenia języka przyczyniła się też praca w charakterze guwernantki dzieci rumuńskiego gubernatora Klużu w r. 1940 (najpóźniej do czasu włączenia Transylwanii do Węgier). Autorka Ikarowych lotów przekładała m.in. utwory symbolisty, prekursora modernizmu rumuńskiego Gheorghe Bacovii (ps. Gheorghe Vasiliu) oraz Iona Nae Theodorescu, znanego pod pseudonimem literackim Tudor Arghezi symbolisty, zwolennika tzw. poporanizmu (rumuńskiego kierunku politycznego łączącego elementy nacjonalistyczne z populizmem, od sowa popor – lud, por. łac. populus).

Większą trudnością okazał się, przynajmniej początkowo, węgierski, Pisarka stanęła wobec straszliwego trudu przedzierania się przez język o budowie turańskiej [określenie dziś nieużywane, chodzi o języki ugryjskie z grupy ugrofińskich – RM] niepodobny do żadnego innego [języka indoeuropejskiego, jak polski, francuski itd. – RM], mimo licznych pierwiastków słowiańskich [chyba głównie w leksyce, nie w gramatyce, co ciekawe, podobne zapożyczenia można łatwo dostrzec w rumuńskim – RM], (cyt. z Niewczesnych wynurzeń za M. Glińskim). Ucząc się węgierskiego, Iłłakowiczówna korzystała z poezji Sandora Petöfiego, które stopniowo zaczęła tłumaczyć. Wybór tych poezji ukazał się w Polsce jeszcze za czasów socrealizmu, w r. 1951, w r. 1942, w Budapeszcie ukazał się przekład wierszy Endre Adyego, zaś w r. 1943 Lajosa Aprilyego. Mimo niepełnej znajomości języka, Iłłakowiczówna przełożyła również napisaną w dialekcie seklerskim powieść Árona Tamásiego Abel w puszczy (1943) oraz popularnonaukową książkę W bukowińskiej puszczy Aleksandra Lestyana. Co ciekawe, zawierając umowę, w której zobowiązywała się do przełożenia tej ostatniej pozycji w ciągu zaledwie czterech miesięcy, Iłłakowiczówna – jak wspominała – była przeświadczona, że ma do czynienia z literaturą dla najmłodszych. Tymczasem okazało się, że książka, choć popularno-naukowa, zawiera liczne fragmenty pisane specjalistycznym językiem.

Za przekład szczególnie udany, wręcz kongenialny, specjaliści uznają tłumaczenie Anny Kareniny Tołstoja, opublikowane jeszcze w dobie sowietyzacji polskiej kultury, bo w l. 1951-1952. Jak przypomina Mikołaj Gliński, analizując realia arystokracji Imperium rosyjskiego XIX stulecia i technikę pisarską Tołstoja, Iłłakowiczówna zauważyła m.in., że na kartach monumentalnej powieści często napotkać można bardzo charakterystyczne fragmenty, pisane co prawda po rosyjsku, lecz z takim doborem słów i układem zdania, jakby Pisarz z Jasnej Polany słowo w słowo, „żywcem tłumaczył z francuskiego”. Wobec tego, Pisarka sugerowała, by ze względu na sumienność przekładu dialogi przełożyć z rosyjskiego na francuski a dopiero potem na język polski.

Powróciwszy do Polski, nadal zajmowała się przekładami, pracując w swym mieszkaniu przy ul. Gajowej w Poznaniu. Przetłumaczyła m.in. powieść Rabin Bacharacha Heinego (1954), tragedię Egmont Goethego (1956) oraz nowelę Lenz żyjącego w l. 1813-1837 niemieckiego rewolucjonisty i pisarza, lekarza z wykształcenia, Karla Georga Büchnera (1956)

W czasach PRL Kazimiera Iłłakowiczówna zajmowała się także tłumaczeniami literatury współczesnej (m.in. wydany w r. 1957 Chleb najwcześniejszych lat noblisty Heinricha Bölla, Obietnica szwajcarskiego pisarza i teoretyka teatru Friedricha Dürrenmatta (1960 r.), Każdy może być mordercą austriackiego pisarza Heimito von Doderera a także Poezje Emily Dickinson wydane w r. 1965).

Na zakończenie dodajmy, że „tłumacząc się” ze swych talentów językowych i związanej z nimi sławy poligloty, Poetka podawała, że w jej rodzinie „jest legenda, iż dziadek nauczył się o jeden język za dużo i zwariował”” (Za M. Grześczakiem i M. Glińskim, Kazimiera Iłłakowiczówna, op.cit., in fine). W rzeczywistości Zygmunt Iłłakowicz, profesor na Uniwersytecie w Wilnie, przeżył załamanie nerwowe, gdy mimo zdania wyjątkowo ciężkiego egzaminu z sanskrytu nie otrzymał docentury, którą dostał Rosjanin potrafiący „przekonać” skorumpowanych decydentów. Dziadek Pisarki pogrążył się w melancholii (depresja kliniczna?), zdziwaczawszy zaczął twierdzić, że nie powinno się posyłać dzieci do szkół ponieważ wykształcenie przynosi jedynie zgryzoty (J. Kuciel-Frydryszak, op.cit., s. 9). Samej Pisarce edukacja językowa w żadnym razie nie zaszkodziła, przeciwnie – okazała się bardzo przydatna, nie tylko ze względu na dorobek translatorski. Z pewnością jej umiejętności poligloty wyszły na dobre polszczyźnie (M. Gliński, Kazimiera Iłłakowiczówna, op.cit.).

dr Rafał Marek, 11.02.2024

Literatura:

Artykuł „Kazimiera Iłłakowiczówna” [w:] Wielkopolski Słownik Pisarek, https://pisarki.fandom.com/wiki/Kazimiera_I%C5%82%C5%82akowicz%C3%B3wna (dostęp: 27.12.2023).

Stanisław Burkot, Literatura polska 1939-2009, PWN, Warszawa 2010.

Marian Grześczak (wiadomości biograficzne, poezja), Mikołaj Gliński (przekłady), aktualizacja: NS, Kazimiera Iłłakowiczówna (artykuł informacyjny), grudzień 2006 – listopad 2020 https://culture.pl/pl/tworca/kazimiera-illakowiczowna (dostęp: 26.12.2023).

Kazimiera Iłłakowiczówna, Ścieżka obok drogi, Wydawnictwo Rój, Warszawa 1939 (reprint z r. 1989).

Artur Kijas, Iłłakowiczówna Kazimiera, ИЛЛАКОВИЧУВНА (ИЛЛАКОВИЧ) КАЗИМИРА, 16 IV 2016 r., https://www.polskipetersburg.pl/hasla/illakowiczowna-kazimiera (dostep: 10.02.2024).

Marek Klecel, Poetka wielu epok. Kazimiera Iłłakowiczówna (1889-1983), „Biuletyn IPN 7-8/2019, s. 179-196.

Joanna Kuciel-Frydryszak, Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017.

Ryszard Matuszewski s.v. Kazimiera Iłłakowiczówna [w:] Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, PWN 1984-1985, vol. I, s. 371.

Kazimiera Iłłakowiczówna - wiersze, utwory, twórczość