chłód sine lampy nadyma
w letargiczną rzekę chylą się wieże
zmierzch mgławi seledynowym dymem
szumi pod niebem gałęzi deseń
w noc od wzgórz powiewa muzyką zwierzeń
i dopiero świt zamyślenie z twarzy uniesie
z kęp przedwiosennych jak z tych słów
wstają milczące dziewczęta
smutno świeci niematerialny nurt
kiedy księżyc na brzegu klęka
tej jasnowłosej wśród nich wołam że kocham
lecz na próżno dmie przez mgieł mierzeję wiotki mój żal
ona podchodząc we fioletowy obłok uśmiecha się płocho
wtedy oddal nazywam rozpaczą
gdy już powietrzem dziennym tężeje ostry świat
krajobraz przeżyty we mnie płacze
Źródło: Sygnały, r. 1936, nr 19.