Ktokolwiek ją znał, komu się dostało
Słyszeć, przyznał to, gdy ujrzał, że mało
Słyszał i więcej widział, tak w tym ciele
Pięknym jak złote lampy wic w kościele
Wyborne cnoty, śliczne obyczaje
Świeciły, jako gdy piękny nastaje
I wschodzi księżyc na modre Tryjony,
Wdzięcznym jasnych gwiazd światłem obtoczony.
Krewni kochali, bo się też starała
O to, tegoż i w domu doznawała,
Że ją kochali, że ją szanowali
I do usługi jej się uprzedzali,
A ona, jakby jej nie było w domu,
Nie uprzykrzyła się nigdy nikomu,
Owszem, rada by była pomyślenie
Wszystkich wiedziała. To-ć jej przyrodzenie,
Znaczne przez wszytek czas z nami pożycia,
I od samego też było powicia.