W szarym, bezbarwnym codzienności dymie
Marły nam serca i tępiały twarze.
Piękno widzieliśmy w kunsztownym rymie
Składanym oczom najpiękniejszym w darze.
Czasem zajękło zapomniane imię
Z czasów rycerskich i wnet gasło w gwarze,
I tylko w bajkach, przy arfach lub winie,
Marzył się duszom piękny sen o Czynie.
Gdy słońce gasło a w potokach złota
Krwawe na chmurach zakwitały lądy,
Dziwne rojenia szeptała tęsknota
I wtedy nawet bliższą od Giocondy
Była nam blada postać Don Kiszota,
Lub Nibelungów nad światami rządy,
I w takich chwilach, choć na mgnienie powiek
Umierał histryon w nas a wstawał człowiek.
To też, gdy polskie powstały Legiony
I ciałem stało się, co śnili wieszcze,
Serca zabiły jak kościelne dzwony,
Przez ziemię polską dziwne przeszły dreszcze;
Jął się nam spełniać sen dawno marzony
Piękny, jak dotąd nigdy nie był jeszcze —
Powstał znów husarz polski w skrzydeł chrzęście
Walczyć za wolność i ojczyzny szczęście.
Bądź pozdrowiony rycerzyku młody,
Co w paszcze armat patrzysz bez obawy.
Gdy ogień wszystkie ogarnął narody
Tyś za broń chwycił też dla świętej sprawy.
Palą się wioski, w proch się walą grody
Lecz lęk ci obcy, boś ślub złożył krwawy:
Walczyć za Polskę ile sił ci starczy,
A wrócić tylko z tarczą lub na tarczy.
Orlęta drogie, nad polską ziemicą
Gwarno od szumu dzisiaj waszych skrzydeł.
Bóg wam przyświeca w drodze błyskawicą
Na chmurach pełno złotych malowideł.
Śledzimy lot wasz wilgotną źrenicą
Pragnąc ochronić was od zdrad i sideł.
Cudny jest lot wasz i rozpęd wasz szczery,
Boście wnukami tych z pod Somo-Siery.
Wam, coście padli pod kosą najwcześniej,
Zwłokami doły zapełniając pierwsze,
Na znak, że pamięć się wasza nie prześni
Poświęcam strofy te i skromne wiersze.
Cóż bowiem pieśniarz może dać prócz pieśni?
Ofiarowanie czyż może być szczersze?
Niech krzepi żywych, otrze łzę żałoby
Ta pieśń, płynąca ponad pierwsze groby.
Wiedeń, w grudniu 1915.
Źródło: Płomienie, Henryk Zbierzchowski, 1916.