Komedji dość i żartów dość!
W nierównej padam walce,
Taka się w sercu zbiera złość,
Że gryzę własne palce.
Kto jesteś teraz wreszcie wiem,
Do nóg się twych nie zniżę
I już nie będę więcej psem,
Co bity, rękę liże.
Na swą obronę nie mów nic.
Co było, wszystko marzę,
Dlaczego nigdy gładkość lic
Nie idzie z duszą w parze.
Skąd bierze się ten źrenic żar?
Skąd postać ta wysmukła?
W szatański się przystraja czar
Najczęściej zwykła kukła.
I tylko mi tych skarbów żal,
Com po królewsku dawał.
Kto niema serca niby stal
Ten branym jest na kawał.
Za miłość, za oddanie twe
Wychowasz sobie kata,
Kto do kobiety zbliża się,
Niech nie zapomni bata.
Kto na fałszywej strunie grał
Ten się przy końcu zbłaźni,
Że Henryk ósmy rację miał
Dziś widzę najwyraźniej.
Wszystkiemu winna owa chuć,
Co szczęścia szuka w trunku,
Kobietę się powinno truć
Po pierwszym pocałunku.
Już widzę, jak się śmiejesz ty
Mej duszy biała siostro,
Jestem na ciebie trochę zły,
Więc napisałem ostro.
Na czoło połóż dłoni kwiat,
Odegnaj żar gorączki,
A znów jak dawniej będę jadł
Z twej słodkiej białej rączki.
Źródło: Erotyki, Henryk Zbierzchowski, 1923.