Nieraz, błąkając się nad Czarnym Stawem
Drogą biegnącą jakby wokół misy,
Patrzyłem okiem chciwem i ciekawem
Na wąską ścieżkę wiodącą na Rysy.
I coś ciągnęło mię, by wstąpić na nią
I piąć się w górę turystycznym szlakiem
I czarnym punktem zawisnąć nad granią,
Żabiego Konia dosiadłszy okrakiem.
I przez okienko z chmur spojrzeć z wysoka
Na ziemski padół pod stopami nisko,
Na szmaragdową toń Morskiego Oka
I na drewniane nad brzegiem schronisko.
Nieraz już w mieście, w zadumań godzinę,
Gdy żułem gorycz codziennego bytu,
Widziałem w myślach tę białą ścieżynę,
Wiodącą w szczęście czystego błękitu.
Lecz dziś gdy Żabi Koń wziął krwawe żniwo:
Młodziutką głowę rozbitą na ćwierci,
Pojąłem wreszcie tę prawdę straszliwą,
Że droga szczęścia bywa drogą śmierci.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.