Krwią czerwoną karmił obłoki,
serce podawał na dłoni.
Pod jego cichym, ciepłym krokiem
bruk kwitnął, kwiatami dzwonił.
Gdy szedł, noc lśniła dniem uśmiechniętym,
ludzie wonnie mówili oddechem roztartej mięty.
Miał złote księcia księżyca trzewiki
i płaszcz gwiaździsty —
Każda gwiazda śpiewała słowikiem.
Wzrok jego był lutnistą — klęczał.
Uśmiech rozpinał tęczę
od człowieka do człowieka.
Wierzył — nie uciekał —
nie kłamał — nie mamił —
walczył — słowikami.
Gdy Bóg pukał — otwierał.
Śpiewał w ogniu Bożym — jasno, gorąco, umierał.
Umarł — w mieście jest ciemno.
Westchnijcie pobożni do Boga, by nie umarł daremno.
Źródło: Anioł nieznany, Henryk Balk, 1932.