Jest kraj, gdzie rośnie żyto i pszenica,
Kraj wzgórz i jezior, lasów i strumieni,
Wsie ma porządne, a pałac szlachcica
Nie raz na wzgórzu dumnie się czerwieni,
Bo w pospolitej ludu tego mowie,
Gromada cegły pałacem się zowie.
Kraj dość zamożny — tylko nie w pamiątki;
Ruin już niema, — ostatnie ich szczątki
Nie czas, lecz ludzie, by zyskać talary,
Zmienili — Boże odpuść — na browary.
Tak, szczęty dawnej przeszłości się starły,
Nawet wspomnienia zgłuchły i zamarły,
Nawet pieśń wiejskie kołysząca dzieci,
Ucha twojego z nikąd nie doleci.
A przecież obce ludy na tej ziemi
Niegdyś stąpały śladami krwawemi;
A przecież kilka uroczysk czy szańców,
Wyorywane z ziemi popielnice
Świadczą ............
Już o to wszystko nie pytaj mieszkańców,
Pług wszystko zrównał.
Gdzie spojrzysz, wszędy gospodarstwa nowe,
Owce, płodozmian, gorzelnie parowe.
Ów kraj jednakże nie jest bez zalety:
Młódź ma dorodną i piękne kobiety;
Ale... — tem „ale“ zakończę mój prolog,
Ja nie filozof żaden, ni teolog,
Gdzie brak jest serca, tam i myśl jałowa.
Ej! czytelniku, ciągniesz mnie za słowa,
Widzę ja dobrze jak tworzysz domysły
Że ów kraj leży gdzieś nad brzegiem Wisły;
Wierz, nie wierz, ale powiem ci otwarcie,
Że na pocztowej nie znajdziesz go karcie.