Bracie! — my z jednej niwy pracownicy,
Chociaż nie jedną szliśmy w zawód drogą;
Tyś ujął lutnię — i pielgrzymią nogą
Puścił się w obszar Lechickiej ziemicy;
Tyś trącił struny — i akordy czyste,
Echem od wszystkich polskich serc odbrzmiały;
Tyś trącił struny — i pierś nam owiały,
Łany pszeniczne i niebo ojczyste;
Tyś trącił struny — i z pod wieków pleśni,
Wystąpił orszak rycerskich postaci,
Których kraj cały ukochał jak braci. —
Bracie! — tyś perły złożył w skarbcu pieśni.
I jam się puścił, ale w kraj nieznany,
Między lud dziki, między huragany,
Gdzie jak świat stary, bój zacięty wiodą,
Człowiek — pył marny, z olbrzymią przyrodą.
Tam, mimowoli zgiąć musisz kolana,
A głos, co ci się wyrywa z płuc cieśni,
To już modlitwa do Zastępów Pana.
Jam, — grosz ten wdowi złożył w skarbcu pieśni.
Czyż nam o marne chodziło oklaski?
Względy krytyki — lub chwilowe blaski,
Któremi wieńczy ulubieńców — moda?
Nie, — dla śpiewaka to żadna nagroda.
Niech jedna ręka serdecznie cię ściśnie,
Niech jedno serce silniej ci uderzy,
I łza zapału w tęsknem oku błyśnie,
I młoda dusza, co w lepszy świat wierzy
Niech tylko jedną chwilę słodko prześni;
To jest najwyższa nagroda dla pieśni.