Panie, nie w twardej Twej sprawiedliwości,
Karz mię i strofuj z moich nieprawości,
Ale się raczej zlituj nad strapionym
I ulżyj bólu kościom udręczonym.
W moim zmartwieniu chodzę ledwie żywy,
Kiedyż mię zleczysz, Ojcze litościwy?
Obróć się, wyrwij duszę mą z ciężkości,
Nie dla mych zasług, lecz dla Twej litości.
Bo któż po śmierci? Kto Cię wspomni w grobie?
Ja w zborze żywych ogłoszę o Tobie.
Jużem wzdychając zmordował się, Boże;
Przez noc napawam łzami moje łoże.
Płaczem codziennym oczom moim szkodzę
I zstarzałem się w ustawicznej trwodze.
Nie stójcie przy mnie, co mi źle życzycie;
Wy się w zamysłach waszych pomylicie:
Bo jakem płakał, Pań mój to obaczył,
l z łaski swojej wysłuchać mię raczył.
Niech się zawstydzą moi nieżyczliwi,
Niech się poznają, jak byli fałszywi.