Już liść opada, żółknieją lasy,
Otrzęsa owoce wrzesień:
Minęły z latem pogodne czasy,
Nastaje posępna jesień.
Gdzie pierwej jasne kwitnęły róże,
Zostają teraz tam głogi;
Gdzie pierwej bujne runiało zboże,
Ścierń teraz tam kole nogi.
Podobnym trybem ludzkie podniety
Błysną, połechcą i giną.
Z wiekiem uroda i blask kobiety
Jak wody potoczne płyną.
Wszystko, co widzim, na świecie mija,
Wszystko się rychło starzeje.
Dzień za dniem leci, a czas wywija
Odmienne coraz koleje.
Moje to tylko serce bez zmiany
Służy statecznie Kostusi.
Zawsze swe dla niej rozrzewnia rany
I kochać ją zawsze musi.
Niechaj rok pory przekształca swoje,
Na zmiennej ważąc je szali.
Ja zawsze przy mej Kostuni stoję,
Jednaki ogień mię pali.
Lube mi wprawdzie czyni pieszczoty
Przez krasę ciała powierzchną,
Lecz bardziej wabią duszne przymioty
Które jej nigdy nie zmierzchną.
Kostunio moja! pięknaś, bo młoda;
Powabnaś, boś kwiatek świeży.
Lecz w to nie ufaj: blask i uroda
Jak wiosna z latem ubieży.
Ufaj w tym sercu, coć stale kocha
I co cię nigdy nie zdradzi:
W nim się gruntuje miłość niepłocha,
Której traf żaden nie zgładzi.