Na zmęczone, stroskane znojem dnia listowie
kładzie się pożegnaniem czysta złoć promieni
i zawstydzeniem kwiaty dziewiczem rumieni — —
aż skrywszy się pod wzrokiem w cienistej połowie
każden liść po raz wtóry szał światła rozważa
u bogatej przyrody wonnego ołtarza.
Kładzie się pożegnaniem czysta złoć promieni
na plenne urodzajem macierzyńskie pole,
jak zaduma serdeczna na kochanki czole,
kiedy się życiem złamie miłość, lub rozmieni
na zdawkowej monety krążącą walutę
i łzą tęsknoty zmywa serce smutkiem skute.
Na plenne urodzajem macierzyńskie pole,
co się, jak nieb posadzka, z tęcz zszyta płomieni
kładzie się pożegnaniem czysta złoć promieni — —
niby potwór stugłowy w miłosnym mozole,
złoty szał po rolicy ciężarnej się tarza
u bogatej przyrody wonnego ołtarza.