Nasypem — pośród sosen —
siejemy słowo po słowie —
aż zdanie wyrosło rumiane
o ogrze i o podkowie —
Niepokojąca bladość
zamgliła Twoje lico —
krwią nagłą zapłonęła
Twa wąska tajemnica.
Drżą palce w zapleceniu,
kochają się i pieszczą —
słowo jak papier palony
wiją się i szeleszczą.
Modrzeją już przed nami
pijane, chwiejne ściany —
noc zaskrońcowym skrętem
owija w krąg Bielany.