O sojek koralowych oczach

– ponikwianie, gorzenianie –
śnieg omotał gałązki –
pośród lodu pod przeręblą
strumień sączy się wąski –
– prześwietla się ranek
przez gałęź świerkową –
modrzew się osypał
północną połową –
– – miłościwa pani
krasna jak obrazek
przyjdźże do mnie rano
przez zszroniony łazek –
– – chałpa wyszła ze wsi
machnęła wrotami –
cosik się cudaczy
drogami, rzekami –
– – przyleciały sojki
tą grudniową porą –
od ciebie ode mnie
po koralu biorą –
koral po koralu
wprawiły się w oczy –
jarzą się ogniki
przedwilijnej mroczy –
– – zawarczał samolot
czerwonego krzyża –
nad twoją chudobą
przelotu obniża –
– – zerwały się sojki
zatoczyły koło –
zakryły się z chałpą
stajnią i stodołą –
– – korale, korale
lśnią się na powietrzu –
zmieniłaś w pierścień
w sojkowem bezpieczu –

Czytaj dalej: Szał - Emil Zegadłowicz