Śmierć

Na jesiennych pól ugorze
Nocleżnicy ogień palą:
Czołgający płomyk rudy,
W jakiejś bruździe przyczajony,
W mgłach rozgorzeć się nie może,
Dymi jeno przez zagony;
A dym w rowach się przyczaja,
Na stwardniałe wpełza grudy
I znów schodzi w szpary bruzd...
Aż gdzieś w dali u rozstaja
Wsiąka w ciemność szarą falą ...

A po bruzdach czarnych wszerz,
Przez ugorny drętwy ścierz
Śmierć wędruje do ogniska:
W długi całun szarych chust
Zakutała sobie głowę,
I wędruje, precz, wędruje...

Odżegnany dech tęsknicy
Po ugorach w ślad się snuje...
Czasem płomień mocniej błyska...
...Cicho siedzą nocleżnicy. —
Śmierć wędruje po ugorze
Zakutana w szare chusty
Z wędrowniczym kijem w dłoni,
A zdrętwiały ugór pusty,
Gdzie się wzdyma mgła jak morze, —
Ręce bruzd wyciąga do Niej.

Czytaj dalej: Gwiazdka - Bronisława Ostrowska