Triumfalnie podłość się uśmiecha —
Coraz nowe powstają bastylie —
Serce zamiera bez echa —
W czarną otchłań padają Sycylie.
W lodowatych mgłach rzeczywistości
Zamierają marzenia i kwiaty —
Błyskawicznie bóg na ziemi gości
I uchodzi w dalekie zaświaty.
Bo na ziemię patrzeć już nie może —
Jak na dzieło stworzone omylnie!
Nazbyt krótkie dał nam zorze —
I zbyt głucho tu, i zbyt mogilnie!
Łzy i smutki — i mrok i niedola —
To jest ziemi rachunek wieczny —
Taka pewnie była boża wola —
Życie wali jak miecz obosieczny.
Cóż jest jutro? — to cień niewiadomy,
Cóż jest dzisiaj? — smutna pieśń bez końca,
I dokoła jeno słychać gromy —
I nie widać promiennego słońca.
Więc uciekam w czarowne otchłanie,
Gdzie mię wczoraj swymi cudy nęci:
Pogrążyłem ducha w Ramajanie —
W mgle zamierzchłych wieków niepamięci.
Tam jaśnieją mi duchy olbrzymie —
Żarem słońca tam miłość goreje:
Nieskończoność tam szepce swe imię —
I dalekie wyzłaca nadzieje.
Tam w przedziwnej tonie duch słodyczy —
Ogromnieje w tych ogromnych światach —
I w źrenicach tonie Beatryczy,
I w jej włosów tonie aromatach.
Przez te strofy indyjskiego wieszcza
Płynie fala, co do życia budzi —
Co mię znowu nadzieją rozpieszcza
I marzeniem pocałowań łudzi.