Idźcie więc, mary grobów, skądście wybiegły!
Być czy nie być? nie znają tych zwątpień tytany.
Być — i walczyć — i cierpieć — i kochać swe rany!
I cóż, że szpony sfinksów piersi nam rozżegły?
I cóż, że drobne łodzie chłoną oceany?
I cóż, że znów bastylij odrastają cegły?
Stokrotnie powalony — stokrotnie poległy,
Ja znów do boju wstanę, ja — niepokonany!
Ja sfinksom zduszę gardła, ja bastylie zburzę,
Ja piorun wydrę niebom, w głębie się zanurzę
Mórz i na ich orkanach postawię latarnie!
Na niedosiężnym szczycie utkwię głaz Syzyfa,
I duch mój, unoszony skrzydłem hippogryfa,
Głębie najdalszych kresów istnienia rozgarnie!