Lubię ja słuchać twych śpiewnych rapsodów,
Którymi dzwonisz ty, wnuku Bojana.
Bo pieśń twa pełną jest pasiecznych miodów
I pszczół majowych brzękiem rozśpiewana,
I purpurowa od słonecznych wschodów
I jako wichry stepów rozbujana.
Jakieś w niej echo juliuszowe dźwięczy,
Płonąc wszystkimi kolorami tęczy.
Lubię, gdy myślą patrząc w dal ubiegłą,
Snujesz z swej liry dumy starożytne —
I nad umarłych stojąc wieków cegłą,
Duchy w nich jakieś chwytasz nieuchwytne —
A za królestwo masz onę rozległą
Krainę, ludną w grobów sny błękitne.
A cudne baśni prawią ci te groby
Z mgieł tajemniczych prasłowiańskiej doby.
I oto wstają prasłowiańskie tury,
Co czciły jeszcze swe drewniane bogi;
Kmiece opola — chat ubogich sznury —
A przy nich ule i pszeniczne stogi;
Junacy — w twarde odziani wilczury,
Dziewczęta — kraśne niby polne głogi:
I ciemne puszcze i uprawne łany —
I wiece mężów — a w dali Germany.
W dali księżniczek niemieckich tęsknoty
I twarde szczęki żelaznego miecza —
Bojowych rogów grzmoty — puszcz łoskoty —
I pluski wody — i szmery porzecza
Od kopyt koni, które pędzą Goty
Na ziemie Słowian, opola i wiecza.
Olbrzymy ciemne dla jasnych olbrzymów
Krwi niosąc rozlew i obłoki dymów.
Tak-eś się wcielił w ten szczep dosłoneczny
Że ci żyć trudno w naszej dobie szarej.
Bo gdzież dziś mocarz, coby szedł bezpieczny
Brać się samopas z niedźwiedziem za bary?
Krwi dużo płynie w ich żyle serdecznej
A duch jest wielkiej mocy i ofiary.
A wrychle zejdą z niebieskich wierzejów
Anioły boże do wrót kołodziejów.
Bojanów synu! dały ci te gruzy
Niewyczerpaną natchnienia potęgę!
Obyż czuwały nad twą pieśnią muzy,
Oby–ś dokończył rozpoczętą księgę!
Oby-ś swe baśni — jak drugi Firduzy —
Połączył w jedną harmonijną wstęgę.
O, nie zamilknij! Rapsody ci same
Zleją się w nowe — stubarwne Szachnameh.