Chaosem ciemnym bez rozumnej osi
Zda ci się twoja na ziemi robota:
Moc tajemnicza w dale cię unosi,
Cel tajemniczy we mgle ci migota.
Nowy codziennie grom przypadku wali —
W mózg twój i serce — w nogi twe i ręce:
Wiesz-li, na jakiej staniesz jutro fali,
I z jakich cierni wić będziesz swe wieńce?
I wiesz-li, jaka twej męki istota?
Jaki pożytek z twego płaczu będzie?
I w co przepalą iskry losu młota
Nietrwałe dni twych narzędzie?
Znużony padasz codziennie wieczorem,
Wołając w próżnię: czemu? dokąd? poco?
Za jakimś słońcem, które jest pozorem,
Dni twe niepewne — jako ćmy — łopocą.
Bo nigdy żywym nie będzie czytelny
Hieroglif, który ci plącze te nicie:
Lecz kir mogiły i całun śmiertelny
W logiczną całość powiążą ci życie.
Wszystko, co zdało ci się bezrozumne
I bezcelowe — i straszne — i sprzeczne —
Pojmiesz, przeszedłszy w zaświaty za trumnę,
Że mieści jakieś tajniki przedwieczne.
Śmierć to sens życia — to osierdzie bytu —
Jego przyczyna — i cel — i zasada:
Lecz pókiś jeszcze nie doszedł jej świtu —
Duch twój chaosu nie zbada.