Spotkanie

Ranek zaświtał, bledną nocy cienie,
Niebo na wschodzie pali się płomieniem,
Słonko powstaje w gloryi promiennej,
Budzi przyrodę znów do pracy dziennej.
Zieloną łąką, operloną rosą,
Szedł Stach na kośbę na ramieniu z kosą.
I nadszedł dziewczę nad strugą przy łące,
Wodę przeczystą do konwi czerpiące.
Ujrzawszy Stacha, spłonęła jak zorze,
W której wschodziło jasne słonko boże.
Stach kapelusza uchylił statecznie,
— Dzień dobry, Hanuś! — przywitał ją grzecznie.
— Dzień dobry, Stachu! jakem się też zlękła,
Gdy na ramieniu kosa ci zabrzękła.
— Bardzoś się zlękła, moja Hanusieńko?
Żeś też ty wstała tak wczas raniusieńko,
Że z ciebie Hanuś taka jaskółeczka,
Co wstaje jeszcze przed wschodem słoneczka,
To nie wiedziałem. Wiesz co, Hanuś moja...
— Cie, moja! moja! kto wie, gdzie tam twoja?
— Stoi przedemną! Daj mi Hanuś gęby!
— Cie, czegoż jeszcze! »Neści« patyk w zęby!
— Moja Hanusiu! daj mi raz gębusie.
— Idź »se«, niech ci da, do Twojej Magdusie!
— Jakiej Magdusie? Hanusiu sumiennie...
— »Dyć« ty wiesz lepiej, dokładniej odemnie!
— Je Hanusieńko, bój się Pana Boga,
Żadnej ja nie mam prócz cię Hanuś droga!
Kto ci powiedział bajkę niegodziwą,
Żeby w tej chwili miał swą gębę krzywą!
— Ej Staszek byś »se« języka nie złamał,
Jak tak przedemną będziesz tyle kłamał!
— Sumiennie Hanuś! jeżeli co kłamię,
Niech mi się język w siedmioro połamie!
— Ę-ę-ę-ę! jakto on gada! Sumiennie!
Gada: sumiennie, a myśli odmiennie...
— Sumiennie Hanuś! jak cię kocham szczerze,
Gdybyś mię chciała, szedłbym na pacierze,
Ino mi powiedz, czy mię będziesz chciała,
I czy mię będziesz Hanusiu kochała?
Bo ja cię muszę, muszę mieć Hanusię!
— Spytaj się o mnie tatusia, matusię!

***

Rzekłszy te słowa, rozśmiała się Hania,
Biegnąc do domu z konwiami jak łania.
Stach, co rad dłużej ciągnąłby rozmowę,
Westchnął, za uchem poskrobał się w głowę.

Czytaj dalej: Wiosna (Po smutnej zimie, przyszła nam wiosna) - Antoni Kucharczyk