Pismo kochania, żegnaj! ona rozkazała...
Jak długom się ociągał! ręka się wzbraniała
Cały skarb pociech moich na płomień przynosić.
Gorej, pismo kochania: nastał już czas... dosyć!
Jużem gotów: ma dusza na nic nie jest baczną:
Już chciwe ognie karty twe ogarniać zaczną.
Chwilę... już gore... bucha... kłębami lekkimi
Dymek wijąc się gubi wraz z modły moimi,
Tracąc piętno, co wyrył na nim pierścień wierny,
Wre już lak roztopiony... Boże miłosierny!
Stało się. Poczernione zwinęły się karty,
Zachowując ślad tylko, jeszcze nie zatarty,
Bielących się, zaklętych rysów popiół lekki.
W piersiach mi tak ścisnęło... O popiele drogi,
W smutnym losie — zakładzie pociechy ubogiej,
Zostań ze mną na piersi stroskanej na wieki...