Z gniazda wyparty na wichry na burze
Orlęciem jeszcze już rozpuścił skrzydła,
Zrywał, zwyciężał zwodnicze mamidła
I orłem zawisł na jasnym lazurze.
Jawnych piorunów nie lękał się w chmurze
Lecz w ciszy podłe groziły mu sidła;
Zawsze wszędzie sam, sam w dole i w górze
Nieba nie sięgał, ziemia mu obrzydła.
Lotem znużony i walką strudzony
W niskie nareszcie uchylił się strony,
Usiadł na dębie, tam gdzie gniazdo było,
Stulił swe skrzydła i zacisnął szpony.
Wszystko minęło, wszystko się prześniło —
Jego życie za mogiłą.