Idę leśną ścieżyną, wijącą się kręto,
Wśród krzów jałowcu i paprotnych liści,
Które rosa wieczorna zmyła najsrebrzyściej
I wsłuchuję się w ciszę lasu niepojętą.
Idę cicho, powoli — pod mymi stopami
Siwy chrust sucho trzaska, mech lekko szeleszcze,
Przez kory sosen dziwne przebiegają dreszcze,
Przebujna pieśń młodości w smagłych piersiach gra mi.
Idę cicho, powoli po leśnej ścieżynie,
Złota twarz księżycowa rozwidnia mi drogę,
Z dalekich gdzieś porębów chorał świerszczów płynie —
Idę i dziwnej myśli wyzbyć się nie mogę,
Że gdy, dobiegłszy końca, zboczę ku polanie,
Ktoś tajemniczy wyjdzie na moje spotkanie.