Kopuła niebios błękitna, milcząca.
Noc swój gwiaździsty rozświeca dyadem,
Chmurki żeglują w dal srebrzystem stadem,
Z za boru tarcza wypływa miesiąca.
Światłość się leje rzeką, wodospadem,
Śród ciemnych liści cicho się roztrąca
I spada ku mnie jasna, zimna, drżąca,
Snów, arabesek i mar świetnym gradem.
I wyobraźnia wnet rozwija skrzydła:
Las cały żyje, mgły jakieś, mamidła,
Widma i czary, podaniowe cuda...
Zda mi się, widzę bajeczny wiek złoty,
Gdzie miłość, szczęście — bez żalu, tęsknoty...
Wiatr powiał... Czemuż, o czemuż to złuda?