Wszystko się dziwnie plecie
Na tym tu biednym świecie;
A ktoby chciał wszystkiego rozumem dochodzić,
I zginie, i nie będzie umiał w to ugodzić.
Jan Kochanowski
Kurz się drogą bałwani,
Świat tumany ciemią:
Jadą, jadą ułani
Sandomierską ziemią.
Białe na nich wyłogi:
„Dyć to pułk nam znany!
„A gdziez Jonek z Ozogi?
„Gdzie nas brat kochany?
Wsyscy święci Janieli!
„Cały pułk juz minoł!
„Gdzieście brata podzieli?“
„Zginął! — rzekli — zginął!“
A wtem znowu ktoś jedzie:
Dwóch ułanów czesze;
Jeden konie z nich wiedzie,
Drugi ognia krzesze.
Koń się szarpnął przed górką,
Zarżał, urwał wodze,
I poleciał po drodze,
Co wyskok, w podwórko.
„O, dla boga! dla boga! —
„Skąd-ze go to macie?
„Wsak to konik z Ozoga,
„Konik po mym bracie!
„Oj! sierotą juz chata,
„Kiedy on zabity:
„Gdzieześ podział mi brata,
„Koniu jabłkowity?“
A obadwa ułani
W podwórko przybyli,
I obadwa stroskani
Na dziewkę patrzyli:
„Zatrzymajcie go sobie!
„Nikt go wam nie bierze.
„Oj, wasz Jonek już w grobie!
„Tu jego szkaplerze.
„Jam je zabrał w szczerości,
„Bo legł od Moskala,
„A te nasze świętości
„Niech Moskal nie kala!
„Możeć moje szkaplerze
„Da tam kto ojcowi. —
„No, bywajcie nam zdrowi!
„Niech was bóg tu strzeże!“