Pośród puszczy jodłowéj
Nad rojstami dziedzina.
Leśnik poszedł na łowy,
A przy matce chłopczyna.
Polny konik świegoce;
Cienką wstęgą z łuczywa
Dym błękitny wypływa,
A płomyczek migoce.
„Idź spać, dziecię! idź duszko!
„Sama ojca powitam...“ —
„No, to idę na łóżko,
Lecz coś jeszcze zapytam:
Czemu, powiedz mi, mamo!
Nie strzelają tak samo,
Jak to w lecie strzelali?
Czy już niema Moskali?“ —
„Cyt, maleństwo! mów ciszej!
„Bo w pobliżu żołnierze,
„Jak cię czerkies posłyszy,
„To cię z sobą zabierze!“
— „A ten panicz gdzie, mamo!
Coś mu dała śniadanie?
Co to w białej sukmanie
Stał przy koniu za bramą?
Tak się grzecznie uśmiechał,
Dał mi jadąc trzy grosze,
Powiedz, mamo, mi proszę!
Gdzie ten panicz pojechał?“ —
„On pojechał z naszemi,
„Siedem Niemnów przebrodził,
„I nie wrócił do ziemi,
„Gdzie się matce narodził.“
— „Może on się tam smuci?
Mamo! może on płacze?
Kiedyż ja go zobaczę?
Mamo! kiedy on wróci?“
Na to matka wydała
Z piersi tchnienie żałosne,
A dziecina pytała:
„Kiedy wrócą?“ — „Na wiosnę!“
— „Co, na wiosnę!? oj, mamo!
I znów będą strzelali?
I zagrają tak samo,
Jak nad ranem raz grali?“
„Tak, tak samo. — Śpij duszko!
„Bo już późno — śpij sobie!“
— „To już idę na łóżko;
Lecz na wiosnę coś zrobię!“
„Cóż ty zrobisz dziecino?“
— „Jak tu oni nadpłyną,
I znów staną nad lasem,
To się bardzo ucieszę,
I podrosnę tymczasem,
I za nimi pośpieszę!...“