Na gościńcu do Stolicy
Pełno ludu i pogłosek;
Wiozą dzwony z okolicy
I z kaliskich wiosek.
Pod Kaliszem w wiosce małéj
Na dniu jasnym cud ujrzano:
W dzień świąteczny był lud cały
Na mszy świętej rano.
W samą chwilę podniesienia
Runął, z wieży, sklepieniami,
Dzwon największy, — a z podsienia
Przemówił słowami:
„Od pół wieku lud mój płacze,
„Bo chleb polski żywi wroga;
„Lecz i płacze i rozpacze
„Nie dochodzą Boga.
„Jam ludowi jękiem wtórzył,
„Przez pół wieka rany koił,
„Płacz był próżny, jęk nie służył,
„Moskal w kraju broił.
„Dziś sprzykrzyłem próżne jęki,
„Przyprowadźcie sto par wołów,
„I dołóżcie silnej ręki
„A zbędziem mozołów.
„Na okopach pod Warszawą,
„We trzy działa się rozpłynę,
„I odezwą zwołam krwawą —
„Do modłów rodzinę.
„Tam opowiem moje żale;
„Lecz nie żale to już płonne,
„Ha, zadzwonię! a podzwonne
„Zapłacą Moskale!“