Dziad z Korony

Autor:

Święta miłości kochanej Ojczyzny!
Czują cię tylko umysły poczciwe.
Ignacy Krasicki


Zdala słychać wiejskie dzwony,
Zaszczekały psy wieczorem,
A ku karczmie wlókł się borem,
Z poza Niemna dziad schylony.       

W dzień świąteczny w karczmie ludzie,
Bo odpocząć trza po trudzie;
Zagorzały i łuczywa,
Ale z ludzi nikt nie śpiéwa:       
Wszyscy milczą, choć przy trunku,
Wszyscy smutni, chociaż tłumnie,
Wkoło wojna! Człek w frasunku;
Bo dziś żyje, jutro w trumnie.       

Wszedł do karczmy dziad schylony,
Skłonił głowę ludziom nisko,
Rzekł: „Niech będzie pochwalony!“
I stał sobie przy drzwiach blisko.       
„Skąd-to, dziadku, Bóg prowadzi?
Ponoś obcy w naszej stronie?“
„Nie! nie obcy, gdyście radzi,
Dziad tam w domu, gdzie stos płonie.“       
I siadł sobie przy kominie,
Spojrzał zwolna w wszystkie strony,
Jakby pytał o drużynie,
I rzekł: „Tak jest, jam z Korony.“       
— „Co tam słychać, chciej powiedzieć!
„Cóż tam? — wszyscy go pytali —
„Ha! co słychać chcecie wiedzieć?
Zapytajcie się Moskali!       
Odkąd, dzieci! świat ten światem,
Odkąd Niemen Wiśle bratem,
Odkąd Polszczą Polszcza dawna,
Jako dziś nie była sławna!       
Jest zwycięstwo i cześć z ludem,
Bo lud wzburzył się od roli;
Lecz nie ludem, ale cudem
Dźwiga Polskę {{kap|bóg z niewoli!“       

— „Dzięki BOGU Najwyższemu!“
Wszyscy razem zawołali,
I przynieśli jeść staremu,
I do niego przypijali. —      
„Dzięki wam za boże dary!
Na znak, że was sobie ważę,
To i ja wam coś pokażę;
Czasem cacko ma i stary.“       
Rzekł, i dobył pieniądz z pasa —
„A czy znacie pieniądz taki?
Taki pieniądz był za Sasa.
Patrzcie dobrze na te znaki!      
To dwa złote nowe, nasze.
Aż je lubo trzymać w dłoni.
Patrzcie, to jest znak pogoni,
A to polskie bujne ptasze.       
Ptak już wzleciał nad Koroną,
Górnie wzleciał! Lecz pogoni
Coś nie widać na tej błoni,
Litwa sobie drzyma pono.       
Rzekł, i spojrzał śmiało kołem:
Młodzi oczy pospuszczali,
Z nachylonem stali czołem,
A on tak im mówił daléj:       
„Jako tutaj do połowu
pogoń razem z orłem leci,
Tak potrzeba i nam, dzieci,
Dłoń i serca łączyć znowu.       
I jam Litwin, Litwin z rodu,
I nie zawszem z torbą chodził,

Byłem młody, a za młodu
Już w te piersi Moskal godził.       
Pod Karolem Radziwiłem,
Przed półwiekiem już służyłem,
I w Koronie i na Litwie
Przez lat siedem byłem w bitwie.       
Pod Pułaskim[5] byłem potem
W oblężeniu Częstochowy.
Kraj się zalał krwawym potem,
Jak nie stało Jego głowy.       
Tam straciłem nogę prawą,
Nasi legli nie bez cześci,
Bo też bój się toczył krwawo!
Pan Pułaski znikł bez wieści.
Znikł Pułaski wola boża!
Kraj rozdarto na kawały,
A od morza aż do morza
Podniósł lament naród cały.      

Co się odtąd w kraju działo
Wy nie wiecie; — lecz ja pomnę:
Ziemia ludziom rodzi mało,
Wieki naszły wiarołomne,       
W gruzach legły zamki stare,
I kościoły i klasztory,
Syzma ciśnie naszą wiarę,
A kozacy palą dwory;      
Ale w bogu ufność nasza!
On powróci szczęście Litwy!
Kto dziś młody — do pałasza,
A kto stary — do modlitwy!       
Jam ostatnie siły zebrał,
Z dalekiego idę grodu
Za Ojczyznę krew za młodu,
A dziś niosę, com wyżebrał.       
Byłem znowu w Częstochowie,
— Jest tam obraz pełen cudu,
Co powraca chorym zdrowie,
I przyjmuje wota ludu; —      
Tam złożyłem na ołtarzu
Taki pieniądz na ofiarę,
I płakałem na smętarzu
Za poległą barską wiarę.       
Teraz — cóż wam Litwin powie?
matkę boską sławną w świecie
Ostrobramską znacie przecie?
Otóż idę ku Wilnowi.       

Dzieckiem z matką tam bywałem,
W bramie-m uczył się pacierza,
Tam mą matkę pożegnałem,
Gdy mnie wzięto na żołnierza.       
Długom w świecie się mozolił, —
Pragnę umrzeć w swojej stronie.
Dziś, gdy pan bóg mi pozwolił
Ujrzeć Orły i Pogonie,       
Chcę ten pieniądz, zlany łzami,
Wnieść ze skruchą do karbony,
Wezwać rzewnie Jej obrony;
A królowa polski, litwy       
Może przyjmie te modlitwy
I zlituje się nad nami!“
Rzekł, i zakrył łzawe oczy;
Starzy razem z nim płakali,       
A parobcy, na uboczy,
Zcicha na coś się zmawiali.
Tak noc zeszła. — Gdy odniało,
Dano w rękę grosz starcowi,       
Całe sioło go żegnało,
A on ruszył ku Wilnowi.
I gruchnęły wnet pogłoski,
Że nad Niemnem straż wybito:       
Siedemnastu uszło z wioski,
Opłaciwszy wrogom myto;
Ale nikt nie pytał, po co
W Augustowskie poszli bory,       
Bo zabrali, idąc nocą,
Ostre kosy i topory.

Czytaj dalej: Na jesieni - Wincenty Pol