"Widzieć Neapol i umierać potem..."
Ale!... Nie radym takowej biesiedzie.
Cieszyć się braci tułaczów powrotem,
Z wielką chorągwią wolności po przedzie,
Narodck ujrzeć z cepem, kosą, młotem,
Który tam żywot w kurnych chatach wiedzie,
Warszawę. Wilno... w to mi graj, mój Włochu!
A potem, polem zmienić się w garść prochu.
Veder Napoli e poi morire...
Bogać tam!... wszelkich cudów się wyrzekam,
Albożja dla was wystroiłem lirę?
Albożja próżno lat pięćdziesiąt czekam?
Co mnie Neapol? Morze - to i morze,
Góry to góry; popiół Wezuwiusza?
W dymach mnie jeno na polskim przestworze
Raźniej ku światu wyrywa się dusza.
Kołem się wejrzę: to tani chłopek orze,
To znów mi wietrzyk łan zbożowy wzrusza,
To mi żywica zapachnie gdzieś w borze...
To macierzanka, to miętka zapusza,
To mi poszumi Wisła moja płowa,
To zaholuje galar od Krakowa.
A wszystko moje rodzone, poczciwe,
Kościółki biedne i chałupy marne,
Sicrockic nasze, opadane, czarne.
A brzegiem rzeki i mgły, i mgły siwe...
To niech zobaczę: Maryjacką wieżę,
Kopiec Kościuszki, mogiłę Wandziną,
Bociana, który starej chaty strzeże,
Glosy usłyszę, co z serca nie giną,
Boja tam Mazur i zginę Mazurem,
Odkąd mnie matka na świat porodziła.
Zobaczęż ja cię, ty ojczyzno miła?
Ha! oto lecą dzikie gęsi sznurem,
Szczęśliwe ptaki! bociany, żurawie!
Żyję - bo żyję... ale mi nieprawie.