Dzieckiem mię wzięłaś, przez rzeki i bory
Na ręku niosłaś, siostrzyco Apolla.
W spowiciu mgieł tych, co kryją rozdroże,
W noc na mogile tuliłaś wśród pola.
Z brzaskiem mi, chłopcu, wskazałaś ugory,
Że są niczyje, szepcąc, jeno boże…
A gdy na puszczy wróg mię gnębił skrycie, —
Gryząc niewoli na obczyźnie pęta,
Brałem ożywczy chrzest marzeniem… baśnią…
I oto dzisiaj serce me pamięta,
Że choć marniało, nie zmarniało życie,
Boś ty mnie strzegła i wciąż rosłaś jaśnią.
Żywię, bom cierpiał. Żywię, a nademną
Jaśniejesz bożą twarzą archanioła,
Wisząc na chmurach złotych skrzydeł, Biała.
A chociaż miano dni mych jest mozoła,
Słyszę cherubią muzykę tajemną:
Modli się duch mój, byś nie odleciała…
Iżeś jest sercu bezradnemu radą, —
Iżeś snem o tem, co nam jest sądzonem, —
Wielbi cię moja modlitwa gorąca!
O, nie porzucaj mnie przed moim skonem,
Ucz sławić prawdę ust niekłamnych swadą
I służbę bożą sprawować do końca.
Bogunko czysta, której braćmi święci!
Matką mi byłaś. Słysz mój szept, jedyna:
Gdy mi już myśli śmierci noc zamroczy,
Jako w kolebkę, w trumnę ułóż syna…
Niech bodaj jedna wtedy łza osmęci
Te nieśmiertelne twoje boże oczy.