Rycz burzo! wichrze, potargaj te sznury,
w których mię dławi nędzny karzeł - ziemia -
i rzuć na przestwór, gdzie duch się oniemia
w kabalistyczny poemat natury.
Mroku podziemny! Twe głuche urwiska
wiodą mnie w grobów zapomnianych szpaler -
ja - Prometeusz przykuty do galer -
lękam się zimnych gwiazd urągowiska.
Ogień tajony serce moje kruszy,
jako lodozwał granitową skalę.
Pelion na Ossę! morze rozszalałe,
wulkany, słońca na zdobycie duszy -
i cóż posiadłem? kwiat z niebieskich pól -
cichy, bezkresny - niepojęty ból...