Opowieść o nogach dwóch żołnierzy

I

Franz Heilclioch ocknął się w koszarach...
Na niebie wstawał blady świt
i jął wydzwaniać na zegarach
w pobudki takt Ilorst-Wessel-lied.

Więc Franz jak wczoraj i przedwczoraj
germańskiej dumy wstrzymał szloch
w piersi potężnej jak tors Thora,
wykrzyknął — Heil! Wykrzyknął — Hoch!

A wkoło, w łóżkach koszarowych
wstrząsnął się sennie ten i ów,
leniwie się uniosły głowy,
dwieście nordyckich, długich głów.

Więc w łóżek równy rząd z rozmachem
Franz Heilchoch rzeźki szybko wbiegł
z okrzykiem — Deutschland auf! Erwache!
Heil Führer! Jud verflucht verreck!

I choć do chleba zamiast masła
znów tylko chudy był ersatz,
Franz Heilchoch czekał tylko hasła
do zajęć i codziennych prac.

Więc z radjowego wnet głośnika
wylał się w świat marszowy tusz
z racji nowego pancernika
dla floty wszecłiniemieckich mórz.

Już głośnik całym Niemcom głosił,
że dzierżyć będą świata prym...

— Na jednym czubku wielkiej osi,
ogromnej osi — Berlin — Rzym.

II.

Francesco Eiaeieviva
już tylko w domu krzyczeć mógł,
gdyż od miesięcy dogorywał
spowodu braku obu nóg.

Na wózku, w bohaterskiej pozie
Francesco od miesięcy trwał,
(gdyż w afrykańskim gdzieś wąwozie
ugodził go zdradliwy strzał).

Ale trwał w wózku uśmiechnięty
i szczęsny trwał Francesco, gdyż
Duce dał inwalidzką rentę
i dyplom i z dyplomem krzyż.

I pokazano nawet w kinie,
jak Francescowi zdarzył Bóg,
gdy z małpką wracał z Abisynji
oraz z papugą, a bez nóg.

Zaś te zwierzaki tak wyuczył,
jeżeli ktoś przychodził doń,
papuga wrzeszczy — viva Duce!
— a małpka wgórę wznosi dłoń.

Wtedy Francesco się podniecał
i patefonik puszczał w ruch
i grzmiała marszem Giovinezza,
jakby wspomnienie kończyn dwóch.

Blady Francesco rękę wznosił
w takt słów tych — „Ave patria im...“

Na drugim czubku wielkiej osi,
ogromnej osi — Berlin — Rzym.

III

Zjechał raz Duce do Fiihrera,
a gdy Hochparad minął gwar,
doszli, że czas najwyższy teraz
skończyć raz z Frente Popular.

Tak w sposób bardzo pospolity,
powstańczy na się wdziawszy strój
gdzieś pod Gijon czy pod Madrytem
Franz Heilchoch karnie ruszył w bój.

Choć nieraz twarz na dłoni oparł,
w tęsknocie do ojczystych gwiazd,
było z nim razem dwieście chłopa
z czystych niemieckich wsi i miast.

Więc mierzył wrogom w samo serce,
biegł, padał twarzą w sypki piach,
więc szedł, jak inni w tyraljerce,
jak kazał mu żołnierski fach.

Więc, gdy po marszu całodziennym
w miasteczku albo we wsi był,
Hiszpanki smagłe a płomienne
kochał przemocą z wszystkich sił.

Tak żył, aż pocisk raz działowy
wprawdzie w pobliżu niego trząsł,
ale rozerwał w dwie połowy
Franza Ileilchocha, proszę was.

Kadłub w kawałkach wiatr roznosił,
gdy nogi się rozeszły z nim...

Było to też na wielkiej osi,
ogromnej osi — Berlin — Rzym.

IV

Francesco Eiaeieviva
już tylko w domu działać mógł,
gdyż od miesięcy dogorywał
spowodu braku obu nóg.

I kiedy Duce huczał z Rzymu
o gwałtach komunistów złych,
dzielny Francesco nie wytrzymał
i list napisał w słowach tych:

„Wspaniały Włochów Dyktatorze!
Poszedłbym walczyć na Twój znak,
Francesco chciałby, lecz nie może,
bo mu obydwu kończyn brak.

Gdybym miał chociaż jedną nogę,
na jednejbym poskoczył stąd,
ale że nie mam, więc nie mogę
pojechać na hiszpański front.

Ale mam jeszcze, Wodzu Drogi,
przyjęciem zechciej uczcić mnie,
mam w szafie obie, własne nogi,
więc zechciej, Wodzu, przyjąć je...

Nogi się mogą jeszcze przydać,
umieją w marszu trzymać rytm...
Podpis: Francesco — inwalida,
weteran afrykańskich bitw“.

Małpka włochatą łapkę wznosi,
ptak wrzeszczy: „Ave patria imm...“

— Na drugim czubku wielkiej osi,
ogromnej osi — Berlin — Rzym.

V

Pomiędzy pragermańskie bogi
Franz Heilchoch z ziemi przeniósł się,
ale zostały po nim nogi,
silne, sprężyste nogi dwie.

Bo niepotrzebna nogom głowa,
i nawet lżej, to znany fakt,
bez głowy, gdy chcą maszerować,
trzymać marszowy rytm i takt.

Więc nogi Franza wraz z podstawą
jak resztę byłby rozniósł wiatr,
już ani lewa, ani prawa
nigdy by nie ruszyła w świat...

...gdyby nie to, że szedł tamtędy
w łopocie chorągwianych płacht
niemiecki pułk — a głos komendy
i marszu łomot. Na Habt Acht!

Dwie nogi drgnęły. Naprzód miękko,
drgnęły jak drga na wietrze liść,
a potem równo za piosenką
zaczęły naprzód iść i iść.

Pod rytm marszowy równo niosły,
przed niemi drgał mistyczny trzask,
jakby Franz Heichoch sam wyniosły
grzmiał obcasami raz po raz.

Za stopą stopa się podnosi,
daleki marsz przygrywa im...

— I poszły szlakiem wielkiej osi,
ogromnej osi — Berlin — Rzym.

VI

Francesco Eiaeieviva
zbudził się. Zaskrzypiały drzwi,
przez chwilę walczył z snu przypływem,
zdało mu się, że jeszcze śni.

Spojrzał — oniemiał. To nie żarty:
W półsinym blasku rannych zórz
zobaczył szafy drzwi otwarte,
lecz w szafie nóg nie ujrzał już.

Wtedy się wstecz przekręcił cały,
by ujrzeć właśnie jak przez próg
nogi się same w świat wyrwały,
i wkrótce już nie było nóg.

I wtedy pojął już, dlaczego
nogi MUSIAŁY ruszyć w świat,
jak żyć mu dalej wobec tego,
jęknął, i na dno wózka padł.

Znalazł się jakby w bagnie grząskiem,
tak wstyd go dusił z wszystkich stron,
nogi SPEŁNIŁY OBOWIĄZKI,
których wypełnić NIE MÓGŁ on.

A w tedy jeszcze bardziej osłabł,
skonał, nie mogąc wstydu znieść...
— Małpka dogóry łapkę wzniosła,
ptak wrzasnął — „Cześć poległym, cześć!“.

A żywe nogi honor nosi,
w świat poszły jak legendy dym...

Wzdłuż wielkiej, historycznej osi,
ogromnej osi — Berlin — Rzym.

VII

Dłużej rozwodzić się nie będę,
tu mają swój życiowy szczyt
nogi, zmienione już w legendę,
w karności idealny init.

Jak długo wędrowały — nie wiem,
miesiące może trzy lub dwa,
tyle wiem tylko, że w Genewie
spotkały się któregoś dnia.

Właśnie przemawiał ktoś z Walencji
i fantastyczne cyfry snuł,
a Komitet Nieinterwencji
ozdabiał właśnie obrad stół.

Gdy nagle w salę zasłuchaną
wdarł się żołnierskich butów trzask,
nóg weszło cztery i pod ścianą
stuknęło obcasami — rrraz!

A wtedy nastał czas milczenia:
Delegat Niemiec oraz Włoch,
zbladł jeden, drugi pozieleniał,
— Eviva! wrzasnął ten, ten —- Iloch!

Na siebie wszyscy się spojrzeli,
lecz strach już tylko w oczach był,
wtedy przez stoły i fotele
zaczęli nagle wiać co sił.

Na sali, którą lęk wykosił,
kłębił się tylko cygar dym,
i stały nogi — symbol osi,
ogromnej osi — Berlin —- Rzym.

PRZESŁANIE

Czytelnik pewnie ciekaw teraz,
co autor rzec mądrego chciał,
gdy użył nóg za bohaterów,
kpiąc jakby z bohaterskich ciał.
Zaś autor tylko o to prosi,
by nikt nie mówi! o tern z nim,
sam patrząc z lękiem w długość osi,
ogromnej osi — Berlin — Rzym.

Czytaj dalej: Moje polesie - Tadeusz Hollender

Źródło: Sygnały, r. 1938, nr 37.